W kilku słowach...
gru 19

Życienia

Za chwilę Wigilia, Boże Narodzenie, choinka, prezenty i… życzenia. Pisałem już tutaj kiedyś, że warto wykorzystać tę okazję do znalezienia porozumienia z tymi, którzy wydają się nam niechętni, z tymi, którzy według nas zrobili nam krzywdę, którzy mimo, że są bliscy, to jakiś tacy dalecy. Bo być może wystarczy naprawdę odrobina zrozumienia, wczucia się w sytuację i emocje tego drugiego człowieka i wszystko zacznie wyglądać zupełnie inaczej. Powtórzę po raz kolejny. Dante nie miał racji. Dobre chęci, to bardzo dużo. Życzę Wam dobrych chęci przy wigilijnych życzeniach.

Dbajmy o zdrowie. Święta to taki czas, że dużo się je i dużo pije. Wiadomo, tradycja, stół zastawiony, wódka leje się strumieniami, bo święta, bo jak się nie napić z rodziną. Nie będę przytaczał statystyk, ale najwięcej zawałów serca i udarów mózgu jest właśnie w święta.

Nie mówię, żeby koniecznie być abstynentem, sam nim nie jestem, ale warto pamiętać, że jak się człowiek napije setkę wódki, to budzi się w nim drugi człowiek, który też by się napił. A potem jest trzeci, czwarty itd. No i palenie. Jako piewca wolności, zawsze byłem wrogiem wszelkich zakazów, ale zakaz palenia w miejscach publicznych popieram i popierał będę. Dlaczego? Bo jest cała masa ludzi, którzy nie chcą się truć dymem produkowanym przez palaczy. Jak ten zakaz jest realizowany w praktyce, to inna sprawa. Np. w moim teatrze wszyscy palą jak chcą, a ja jestem traktowany jak nieszkodliwy dziwak, który się czepia nie wiadomo czego. Niepalącym życzę czystego powietrza. Palaczom pozbycia się nałogu. To jest możliwe. Paliłem 15 lat i rzuciłem w ciągu jednej chwili, gdy znajomy lekarz pokazał mi oddział chorych na raka płuc. Wszyscy byli palaczami. Zrozumiałem, że od tego świństwa naprawdę się umiera.

Po co sobie skracać życie, kochani. Wiem, przynudzam, ale jak życzenia, to życzenia. A może życienia właśnie. Życzenia życia w szczęściu i zdrowiu, czyli życienia. Jak się przyjmie, to wylansowałem nowe słowo i przejdę do tradycji Bożego Narodzenia jak Kevin. Kto by pomyślał, że film o chłopcu, który w święta cudownie sobie radzi z parą debilnych bandziorów stanie się takim samym symbolem Bożego Narodzenia jak choinka, Mikołaj, renifer, czy Pasterka. Miało nie być Kevina, co sam w domu został na święta, ale Polsat ugiął się przed przyzwyczajeniem widzów i Kevin będzie. Będzie sam w domu… wraz z milionami telewidzów na całym świecie.

Podobnie jest z przebojem nieistniejącego już zespołu „Wham” pt. „Last Christmas”, który właśnie, jak co roku okupuje większość stacji radiowych i telewizyjnych, że o centrach handlowych nie wspomnę. Piosenka śliczna, więc ją lubimy, jak karpia na wigilijnym stole.

I teraz będzie to o co mi chodzi w tym świątecznym felietonie. Naraziłem się palaczom, to narażę się jeszcze raz. Kiedy w jakimś supermarkecie zwróciłem uwagę pani, która niosła w reklamówce jeszcze żywego karpia bez odrobiny wody, że to zwierzę umiera w strasznych męczarniach, odpowiedziała z uśmiechem – Taki jego los. Otóż, nie! Los tego karpia zależy od nas, od naszej wrażliwości na cierpienie innego stworzenia. Nie pozwólmy żeby cierpiały, bo… tak jest nam wygodnie.

Nie jestem przeciw tradycji, (choć u mnie nigdy karpia nie ma na wigilijnym stole, po prostu nie przepadamy), jestem przeciw męczarniom jaką te ryby przechodzą pod koniec każdego roku. Nasze święta są najczęściej końcem ich życia, więc proszę Was opłatkowo, chrześcijańsko i tak zwyczajnie po ludzku, zróbmy wszystko żeby składane na ofierze naszej tradycji karpie, cierpiały mniej niż zwykle, a najlepiej żeby nie cierpiały wcale. Bądźmy ludźmi i dajmy im spokój. Nawet jeśli jest to spokój zadany młotkiem w sklepie.

A poza tym życzę Wam dobrego dojazdu do pracy, w pracy życzliwych szefów i współpracowników, życzliwości wszystkich dookoła i przyjaciół, którzy się sprawdzą kiedy Wam będzie źle na świecie. Żeby Wam się dobrze żyło. Takie moje świąteczne życienia po prostu.