W kilku słowach...
lut 14

DOBRE INTENCJE

Nasza Choszczówka.

Dante nie miał racji. Siódmy krąg Piekła na pewno nie jest zbudowany z dobrych intencji. Jeżeli już jest jakieś Piekło i ma jakiś siódmy, czy którykolwiek krąg, to jest on raczej zbudowany ze złych intencji, bo tam powinno być ich miejsce. Śmiem wręcz twierdzić, że to właśnie Niebo jest wyściełane dobrymi intencjami, czyli takimi „prawie dobrymi uczynkami”. Prawie, bo chciało się zrobić coś dobrego, ale się nie udało. Chcieliśmy dobrze, a wyszło… jak wyszło.

Była noc. Zmęczony wracałem po spektaklu do domu. Pusta, słabo oświetlona ulica w Płudach. Nagle, coś na poboczu mignęło mi w światłach reflektorów. W pierwszej chwili pomyślałem, że to pies, ale zaraz potem dotarło do mnie, że psy raczej nie noszą kurtek z kapturem i już wiedziałem, że w rowie leży… człowiek. Niestety, zanim to zrozumiałem, ujechałem dobre kilkadziesiąt metrów. Zatrzymałem się.

Dobra część mojej natury mówiła mi; zawróć i udziel pomocy, zła; co cię to obchodzi, pewnie pijak. Nawet pijak może potrzebować pomocy – pomyślałem i ciesząc się, że pojedynek moich natur wygrała ta lepsza, zawróciłem.

Facet spał sobie w najlepsze i choć nie wiem, czy był nałogowym pijakiem, to tego dnia, sądząc po zapachu jaki wokół siebie roztaczał, pił na pewno i nie był to szampan. No i co z tego, (pomyślała dobra część mojej natury), pijak też może mieć zawał serca. Trzeba coś zrobić. Szarpnąłem go za ramię.

– Proszę pana! Czy coś panu jest? Mogę panu jakoś pomóc?
Możesz…spierdalaj! – wymamrotał, wyraźnie zły, że przerwałem mu wypoczynek.

Każdy dobry uczynek spotka zasłużona…kara – mawia jedna z moich znajomych, ale gruntownie się z nią nie zgadzam. Moja dobra natura cierpiałaby dużo dłużej, pewnie nawet do końca życia, gdybym się nie zatrzymał i pojechał do domu. A tak, moje dobre intencje spotkały się z równie dobrymi intencjami pijanego faceta (który po prostu nie życzył sobie towarzystwa), tylko wyraził je w ten mało elegancki sposób. Moje sumienie jest do dzisiaj czyste. W tym kontekście przypomniała mi się pewna teatralna historia, w której jej bohaterka też miała dobre intencje, a wyszło…no, właśnie.

Aktorka miała romans z reżyserem. Oboje byli w innych związkach i skrzętnie ukrywali swoją namiętność przed całym zespołem. W teatrze jest tak, że im ktoś bardziej kryje jakąś tajemnicę, tym szybciej jego sekret staje się ogólnie znany. Koniec próby, aktorka chce powiedzieć reżyserowi coś miłego wobec całego zespołu. Chce powiedzieć – Panie reżyserze, praca z panem, to wielka przyjemność.

Niestety, przestawiają jej się słowa i mówi – Panie reżyserze, przyjemność z panem, to wielka praca. Cały teatr pokłada się ze śmiechu. A przecież biedaczka miała dobre intencje, prawda? Wierzę w ludzi, którzy chcą dobrze. Nawet jeśli im czasem nie wychodzi. Dlaczego? Bo wiem, że jest cała masa takich, którzy mają złe intencje. I bardzo bym chciał żeby im nie wychodziło.