Nasza Choszczówka.
Już wiem. Wiem dlaczego połowa Polaków ma w nosie wybory i dlaczego do wyborów nie pójdzie. Dlaczego uważają, że ich los jest nijak związany z tym, kto będzie nimi rządził. Otóż dlatego, że ta połowa jest niewierząca. I nie chodzi mi o wiarę w Boga. Chodzi mi o wiarę w ludzi. Albo inaczej, o wiarę ludziom, a w tym wypadku politykom.
Jakiś czas temu miałem okazję, jako tzw. „gwiazda”, prowadzić imprezę dla pewnej firmy w bardzo eleganckim hotelu. Na estradzie zespół muzyczny, w programie występy kabaretowe, konkursy, nagrody i ja jako prowadzący. Na sali ok. 500 osób przy suto zastawionych stołach. Na ścianach kolorowe dekoracje z papieru, plastikowe banery reklamujące sponsorów, okna zasłonięte ciężkimi kotarami. Atmosfera taka, jaka powinna być przy takich okazjach, czyli luz-blues. Muzyczka gra, ja witam co ważniejszych gości, śpiewam, zabawiam. Taka jest moja rola. Za to mi płacą. Jestem uśmiechnięty, dowcipny, rozluźniony. Publiczność, lekko już podchmielona, jest zachwycona. Brawa, żartobliwe komentarze, wybuchy śmiechu. Po 20 minutach brylowania zapowiadam występ zaproszonego kabaretu i mogę chwilę odpocząć za kulisami. Ucząc się nazw firm sponsorujących imprezę, którym będę dziękował w następnym wejściu, wychodzę na zaplecze hotelu i…staję jak wryty. Hotel płonie! Konkretnie płonie jakiś przyhotelowy magazyn znajdujący się w bezpośrednim sąsiedztwie sali, na której bawi się tłum ludzi. Biegam, krzyczę, ale dookoła żywego ducha, bo wszyscy są zajęci bankietem. Ogień sięga sufitu, dym. Tuż obok widzę drugi magazyn, w którym zalegają sterty pościeli i ręczników. Nie widząc innego wyjścia, wybiegam na scenę.
Proszę państwa! Musimy natychmiast przerwać imprezę i wyjść z sali! Niech ktoś wezwie straż pożarną! Ten hotel się pali! Niech pan biegnie na recepcję – krzyczę do jakiegoś kelnera – i wezwie pomoc!!!
Publiczność ryczy ze śmiechu. Dostaję rzęsiste brawa.
– Nie! To nie jest żart! Ja mówię całkowicie poważnie! Paaali się!!! – wrzeszczę.
Znowu brawa. Nikt mi nie wierzy. Wszyscy bawią się w najlepsze. Przebiegam przez salę i wpadam do recepcji. Tam już wiedzą co się dzieje. Bieganina z gaśnicami, telefony, wszystko postawione na nogi. Udało się. Nic się nikomu nie stało, pożar ugaszono i tylko kilku gości zauważyło, że unoszący się w powietrzu, dym od papierosów ma jakiś dziwny zapach.
Ta historia zdarzyła się naprawdę. Opowiadam ją, bo wydaje mi się, że coś jest na rzeczy. Politycy, jak aktorzy, krzyczą o zagrożonej demokracji, o zawłaszczaniu państwa, o łamaniu prawa, o niedotrzymywaniu obietnic, o nieudolnościach i niekompetencjiach , a połowa narodu, zajęta jedzeniem, piciem i tzw. swoimi sprawami, patrzy na to wszystko znudzona i zobojętniała.
I nawet jak, któryś z polityków zabrzmi trochę bardziej wiarygodnie od innych, to i tak przecież należy do tego samego kabaretu.
Kochana Druga Połowo Narodu.
Nie jestem politykiem i ten akurat kabaret jest mi jak najbarciś obcy. Ale jeśli nie masz na kogo, to zagłosuj chociaż na tego kogo najmniej …nie lubisz. Pożaru jeszcze nie ma, ale mam wrażenie, że czuję swąd.
Możliwość dodawania komentarzy nie jest dostępna.