W kilku słowach...
wrz 07

Paszkwil komisyjny…

Poszłam ci ja wczoraj na tę komisję orzekającą, a tam w poczekalni kolejka na dwa magazynki. Jak nic do wieczora przyjdzie posiedzieć i odcisków na tyłku się nabawić, a mój zadek ostatnio chudnie cudnie i żadnych ozdób na rzyci sobie nie życzę. Zaszyłam się w kąciku i za biednego żuczka robię czekając aż i mnie przed wysoką komisję zawezwą.

Wezwali, a jakże po dwóch godzinach siedzenia na twardym i okazało się, że komisja wcale wysoka nie jest tylko gruba i potężna jak hipopotam, w dodatku jest to ta sama hipopotamica w randze lekarza neurologa, która kilka miesięcy temu nie rozpoznała u mnie udaru i zafundowała mi wycieczkę karetką na sygnale po całym województwie. O szlag jasny i cholera plamista No nic, trzeba się z hipciem zmierzyć jak na prawdziwą niepełnosprawną przystało. Pani lekarz moje historie medyczne czytać zaczęła (a tego cały segregator!) i co kartkę obróci, to na mnie łypie okiem nieżyczliwym.

Poczytała, poczytała i rzecze w te słowa:
– a pani to na chorą wcale nie wygląda…
– bo ja pani doktor na twarz nie choruję – odpowiedziałam zjadliwie i czekam co dalej.

Hipopotam kazał mi z ciuchów wyskoczyć, co uczyniłam chętnie, bo przy niej to ja za Naomi Cambell robić mogę bez żadnych kompleksów, a każda okazja dobra żeby własną osobę dowartościować.

Zległam niczym ta lelija biała mrozem ścięta na kozetce zielonej i czekam, co też hipopotam robić ze mną zamierza. A ta za młotek lekarski chwyta i dawaj stukać po mojej anatomii od góry do dołu i „pretiwpałożnie”. Stuka, stuka i łbem tlenionym kręci
– pani nie ma Babińskiego w lewej nodze – zgłasza z ciężką pretensją.

Ależ mam, tylko mój Babiński na wartościach dodatnich po udarze lata, a takie rzeczy, to studenci I roku medycyny już wiedzą. Oglądała mnie ze wszystkich stron jak zamorskie dziwo i widocznie nic jej nie pasowało, ani wiek mój czarowny, ani ilość przebytych operacji, ani moja gęba piegami ozdobiona, bo na koniec wywaliła z grubej rury:
– pani nawet żylaków nie ma!!

O żesz ty w te i nazad za wieczną ondulację szarpana!! Nie wiedziałam, że posiadanie żylaków jest obowiązkowe!? Na wszelki wypadek obiecałam nadrobić zaległości w tym temacie, bo hipopotamia lekarka na mocno wkurzoną zaczęła wyglądać, a ja aż takim kamikadze nie jestem, żeby zadzierać z Pudzianem w żeńskim (sic?) wydaniu.

Koniec końców orzekła, że jestem niepełnosprawna umiarkowanie ze wskazaniem na znaczne odchyły od normalności, bo niemożliwością jest żeby z tyloma chorobami i po tylu operacjach uszczerbku na rozumie nie mieć.

W domku na spokojnie obejrzałam ze wszystkich stron swój wybrakowany intelekt i doszłam do wniosku, że aż tak źle ze mną nie jest, bo może on i wybrakowany ale mój ci on!! mój!! a na takie „wybrakowanie” też trzeba sobie zasłużyć 🙂