Nazywam się Lurka i jestem psem. Tak naprawdę to nie jestem psem, tylko suczką, ale jakoś tak się utarło, że najpierw mówi się, że jesteśmy psami, a dopiero potem wchodzi się w te płciowe szczegóły. Uważam, że to bardzo niesprawiedliwe, choć wiem skąd się wzięło. Otóż, słowo suka, w ludzkim języku ma podwójne znaczenie i jedno z tych znaczeń jest delikatnie mówiąc, obraźliwe, więc ludzie na wszelki wypadek wolą nie używać go wcale. Właśnie dlatego my suki prawie zawsze jesteśmy psami, choć przecież to kompletna bzdura. To tak jakby na ludzi nie mówić ludzie tylko mężczyźni, a dopiero potem dodawać, że ten, czy inny mężczyzna jest kobietą. Zupełnie tego nie rozumiem.
Jestem jeszcze bardzo młoda, bo mam dopiero 2 latka i nie rozumiem wielu rzeczy, ale szybko się uczę. Mój Pan jest co prawda innego zdania, bo twierdzi, że jestem głupia jak but, ale nie ma racji. No, bo z tym butem było tak. Skończyła mi się kość. To nie była prawdziwa kość, tylko taka zrobiona, ze sklepu, ale i tak mi się skończyła, czyli ją całkowicie rozgryzłam i zjadłam. Bo ja uwielbiam gryźć. Tak już mam. Mój Pan lubi oglądać jakieś durne mecze, Pani przepada za herbatą, a ja gryzę. Chętnie ugryzłabym np. listonosza, albo kogoś innego kogo nie znam, ale wiem, że nie wolno i się powstrzymuję, bo jestem dobrze wychowana. Wolno mi tylko szczekać, a i to nie zawsze. Tego też nie rozumiem, bo przecież szczeka się po to żeby odstraszyć wroga, a kiedy ja tak bohatersko odstraszam i odstraszam, np. wiewiórkę, to Pan krzyczy do mnie – Zamknij się!!! Wiem, że rozmawia przez telefon i pewnie ma jakąś ważną sprawę, ale czy może być coś ważniejszego od zagrożenia jakie stanowi ta okropna wiewiórka? Zaraz, o czym to ja miałam…? Acha, o kości, tzn. o bucie. Przepraszam, że mówię trochę chaotycznie, ale jestem, jak to mówią ludzie, roztrzepana i ciężko mi się skupić na jednym wątku. Pani twierdzi, że mam adehade, ale nie wiem o co chodzi. Mam nadzieję, że to nie jest rodzaj kleszcza, albo wścieklizny. Pamiętam, że na te paskudztwa mnie szczepili, więc chyba chodzi o coś innego. No, więc z tym butem było tak, że kość się, jak już powiedziałam, skończyła, a gryźć się chciało. But leżał w przedpokoju i błagał żeby go pogryźć. He,He, trochę skłamałam, bo błagać, to nie błagał, ale wprost idealnie nadawał się do pogryzienia. Był z delikatnej skórki, miał pełno jakichś rzemyków i smakowitą podeszwę. Uznałam, że w tej formie pobył już sobie wystarczająco długo i przyszedł czas na zmianę wizerunku. Z rozkoszą oddałam się ulubionemu zajęciu i po godzinie bardzo ciężkiej pracy z buta zostały bardzo piękne strzępy. Niestety, kiedy zauważyłam, że obok leży drugi but, który też się prosił żeby się nim zająć, Pani wróciła z pracy i nie wiedzieć czemu, zaczęła strasznie krzyczeć. Potem przyszedł Pan i przylał mi w pupę gazetą. Wcale mnie nie bolało, ale na wszelki wypadek się posikałam, żeby myśleli, że się przestraszyłam. Myślałam, że ten drugi but mi zostawią, bo po co im pojedynczy but, ale wyrzucili do śmieci. Tyle dobra się zmarnowało. W sumie to nie mogę narzekać, bo trafiłam zupełnie nieźle, choć tego imienia, to im nie daruję do końca życia. Powiedziałam na początku, że jestem Lurka, ale to tylko zdrobnienie, bo tak naprawdę to Pan dał mi imię Lura. Chodziło o to, że moje ciotki, które też tu mieszkają niestety, mają imiona kawowe, bo wabią się Neska i Inka. Nie wiedzieć czemu, moje imię też musiało mieć coś wspólnego z kawą, a ponieważ jak byłam mała, czyli kiedy Państwo mnie wzięli do siebie, byłam cienka i chuda, to Panu się skojarzyło z marną kawą i zostałam Lurą. Osobiście nigdy tego głupiego imienia nie zaakceptowałam i reaguję tylko na Lurkę. Dla siebie sama sobie wybrałam kawowe imię, które dużo bardziej pasuje do mojej niebanalnej i artystycznej psychiki. Od dziś proszę do mnie mówić Lavazza.
Lura (Lavazza) Barciś.
Możliwość dodawania komentarzy nie jest dostępna.