Ewunia

Ten pierwszy raz

Jankiel
Jak pisać o spotkaniu, którego nie było? Ma być dopiero… Mogę tylko wspominać, jak pierwszy raz w swoim życiu zobaczyłam Artura Barcisia. Musiałam to dość mocno przeżyć, skoro przez 30 lat siedzi w mojej pamięci. Zobaczyć aktora na ulicy, w sytuacji nie zawodowej to podobne uczucie dla widza, jak dla ucznia – zobaczyć nauczyciela poza szkołą. Moi uczniowie tak czasem rano mnie witają – „A ja wczoraj widziałem panią w sklepie…”. Pamiętam też do dziś swoją matematyczkę idącą z wiaderkiem śmieci do śmietnika. Jakież to są emocje! Jakie zadziwienie! Tak jakby ten człowiek poza szkołą czy sceną nie egzystował. I spływał na tę szkołę czy ekran telewizora z nieba. Wie się niby, ale to zawsze takie niesamowite.

Ale do rzeczy. Chodziło się w latach licealnych (klasa o profilu humanistycznym) często do teatru. Nie, nie. Nie z klasą. Indywidualnie, wieczorami, z siostrą na przykład. Do różnych warszawskich teatrów. Więcej się działo niż w kinach. Bilety oczywiście organizowali nam nauczyciele, najczęściej na inscenizacje literatury polskiej i rosyjskiej. Nie umiałam jeszcze ocenić ani docenić, ale zawsze było to święto. Najmocniej przeżyłam „Dwa teatry” Szaniawskiego. Nazwy teatru nie pamiętam, ale obrazy do dziś mam w głowie. I jak patrzyłam w oczy Mariuszowi Dmochowskiemu – siedziałam w drugim rzędzie.

Ale do rzeczy. Nie pamiętam już dziś, kto jeszcze grał wtedy w Narodowym. Na pewno byli to sami wielcy. Ale Jankiel czemu akurat? Od tamtej pory jeszcze tylko kilka razy w życiu miałam takie odczucie – zdziwienie. Jak to jest możliwe, że o tym człowieku nikt nie mówi, że nie jest sławny, że pierwszy raz słyszę to nazwisko. Miałam tak jeszcze w chwili, kiedy słyszałam piosenkę tytułową do bajki Disneya „Piękna i bestia”. Na teledysku była kompletnie mi nieznana panna w loczkach. Oszałamiający wokal. Zapomniałam, gdzie jestem i co robię. Pomyślałam wtedy, pamiętam – jakiż to poziom wokalistów i jakie ich bogactwo, skoro o takiej wykonawczyni nie słychać. Bo wtedy jeszcze o Celine Dion słychać nie było.

Ale do rzeczy. Tak właśnie było z Jankielem. Pomyślałam – któż to jest u licha? Dla mnie pozostałeś jedynym wrażeniem z tego przedstawienia. Nie wiedziałam, że tyle z tego Jankiela można wydobyć, że to ktoś z krwi i kości, oddany muzyce i swojemu koncertowi. Wielkie tytuły filmowe czy też teatralne są takimi dzięki kreacjom. Nie ma kreacji, nie ma wielkości. Kreacja jest dla mnie wtedy, kiedy UWIERZĘ. I nic tu nie zdziała najlepszy scenariusz czy reżyser. Na tym polega sukces spektaklu, filmu, piosenki wreszcie. Jest taki piosenkarz obśmiany, wyszydzany – Enrique Iglesias się nazywa. Nie wiem, czy umie śpiewać, czy nie, ale jest piosenka (Hero się nazywa), przy której nie wiem, gdzie jestem i co robię. Słyszę i wierzę w tę jego tragedię. To coś takiego nieokreślonego – charyzma, tajemnica czy wreszcie talent na to mówią. Gdy tego zabraknie, nie dam rady uwierzyć, nie mogę zapomnieć, gdzie jestem i co robię. Bez tego nici z kreacji.

Ale do rzeczy. Jankiel spłynął z Narodowego na Krakowskie Przedmieście. Wprost przed kościół św. Anny. Niepojęte to było dla mnie. Na autobus czekał. W dżinsach, swetrze, z plastikową, wypchaną torbą. Taki zwyczajny Jankiel. Może chciałby tak dzisiaj – chodzić po ulicach, stać na przystankach, jeździć autobusem czy już metrem, będąc nierozpoznawanym. W samym sercu miasta, a bez wianuszka proszących o autograf. To nie wróci, a swoją wartość ma.

Takie to było spotkanie. Moje z Arturem Barcisiem. Wtedy go poznałam. A On mnie widział też na pewno. Ale nie poznał.

Ps.
Musiałam czekać trzydzieści lat. Ale lepiej późno niż wcale. I to nie ja powiedziałam „Nareszcie”. Pomyślałam tylko. I jak tu nie powtarzać, że Barcisiowe Forum to dobra robota?
Wyobrażałam sobie, że jest przesympatyczny, naturalny. Wiedziałam. Ale rzeczywistość w porównaniu z wiedzą, wyobrażeniami zawsze jest bardziej, dokładniej, mocniej.

A tuż przedtem siedziałam sobie w drugim rzędzie i patrzyłam na Papkina. I jak by to zarozumiale nie zabrzmiało, dostrzegłam w oczach Artura siebie. Prócz talentu, perfekcji i mistrzostwa zobaczyłam cechy bardzo ludzkie i bardzo moje – zmęczenie i stres. A może tylko mi się zdawało. Ale chciałabym, żeby nie.

Ewunia