W kilku słowach...
maj 25

Czasem księżyc… Czasem mżawka

Antoni Żuk jest właścicielem sieci supermarketów „Żuczek”. Od dawna planuje przekazać firmę swojemu synowi Jackowi, który właśnie wrócił ze Stanów, gdzie po studiach na SGH ćwiczył się w kupieckim rzemiośle. Jacek jest zabójczo przystojny, inteligentny (języki) i wysportowany…

Ojciec planuje dla niego małżeństwo z córką swojego biznesowego przyjaciela Leona (Hurtownie „Dziupla”) Patrycją. Dziewczyna jest piękna, jak wszystkie lalki Barbie razem wzięte i wszędzie chwali się swoim wysokim IQ (piosenka „Raz dodam tu, raz dodam tam i swe wysokie IQ mam”).
Znają się z Jackiem od dziecka. Idealna para. Niestety Jacek udając zwykłego klienta, zakochuje się z wzajemnością w uroczej kasjerce Kasi (piosenka w rytmie disco-polo „Ja kocham cię, ty kochasz mnie o Tobie właśnie śnię”. Uwaga, wraz z Kasią i Jackiem tańczy cały sklep). Miłość kwitnie, ale kiedy Kasia dowiaduje się, kim jest Jacek zrywa z nim, bo wie, że i tak nic z tego nie będzie (Kasia śpiewa „Dlaczego właśnie ty”). Że jest to prawdziwa miłość przekonuje ją dopiero wielki bukiet czerwonych róż i pierścionek brylantem (Jacek śpiewa „Bez Ciebie nie umiem żyć”).
Kiedy młodzi stają przed obliczem Antoniego Żuka, ten (widząc, że fuzja firm się nie uda) zdejmuje ze ściany fuzję dziadka i wygania ich z domu (piosenka Antoniego „Precz, nie jesteś moim synem precz”).
To jeszcze bardziej cementuje ich miłość. Zatrudniają się w warzywniaku Zosi, matki Kasi, która po wygranym procesie przeciwko konsorcjum „Stonka” otworzyła własny biznes. Jest im ciężko. Jacek o 4 rano jeździ na bazar po towar, Kasia godzinami marznie za ladą. Mimo to są szczęśliwi (duet „Jak dobrze jest nam ze sobą, gdy księżyc mamy nad głową”). Kochają się i to jest najważniejsze. Mija rok. Z warzywniaka zrobił się elegancki osiedlowy sklepik, a Kasia jest w 8 miesiącu ciąży. Antoni Żuk zwierza się swojemu przyjacielowi Leonowi, że ma raka i zostało mu tylko kilka dni życia. Jedno czego pragnie przed śmiercią, to pogodzić się z synem (utwór „Gdy śmierć zagląda w oczy mi, ja wołam go przez łzy”).
Słysząc to Patrycja postanawia działać. Na placu przed sklepikiem, mimo mżawki ląduje prywatny helikopter Leona. Patrycja błaga Kasię żeby przekonała Jacka do spotkania z ojcem. To ostatnia chwila, żeby dostać jego błogosławieństwo. Jacek się waha. Tymczasem Antoni ma nagły atak choroby. Wie, że śmierć jest blisko. Krzyczy: „Synu! Wybacz mi!”

Jacek jakby usłyszał głos ojca bierze Kasię na ręce i wsiada wraz z nią do helikoptera. Pilotuje oczywiście Patrycja (tercet „Lećmy póki jeszcze czas, bo czas to pieniądz wie każde z nas”). Kiedy cała trójka wpada do salonu Antoni właśnie kona. Ostatkiem sił bierze syna i synową w ramiona i ze słowami „W imię Ojca i Ducha” i… jego ręka zsuwa się na brzuch Kasi i zamiera (płacząc śpiewają „Dziś każdy będzie śpiewał ptak, jak bardzo będzie nam Cię brak”). Jacek zauważa, że ręce ojca jest kartka. Wyjmuje ją, czyta i…. wybucha jeszcze większym płaczem krzycząc „O nie! Tylko nie to!!!”

Koniec części pierwszej.

Ciekaw jestem, czy gdyby ten monstrualny kicz został nakręcony otrzymałby tyle przychylnych opinii naszych krytyków, co jego indyjski odpowiednik.

Artur Barciś.