No i szlag trafił psa, budę i pięć metrów nowego łańcucha… Od bladego świtu czułam, że coś jest ze mną nie tak, bo „dzywno” mi było ogólnie i byle jako. Najpierw pomyślałam, że to przez burzę, która nijak nie mogła się zdecydować na konkretne działania atmosferyczne i to odchodziła, to wracała i albo zagrzmiała potężnie albo tak ledwo, ledwo i nawet kropli deszczu nie uroniła skubana. W końcu burza histeryczka poszła w cholerę ale ciężkie powietrze po sobie zostawiła i mnie w fazie ostrej dygotki neuronowej.
Oddychać ciężko, każda kończyna waży co najmniej tonę ale nic to, w końcu przejdzie. Jakoś nie przechodziło i w pewnym momencie sufit zamienił się miejscami z podłogą, a świat rozpoczął pijacki dance macabre w rytmie techno z elementami baletu klasycznego. Twardo postanowiłam, że się nie dam. Mogłam sobie postanawiać do upojenia,a i tak nic mi z tego nie wyszło, bo jak zobaczyłam ławicę złotych rybek opływającą głowę Miśka, to już wiedziałam, że bez fachowej medycyny się nie obejdzie.
Misiek za kudły zawlókł mnie do szpitala samemu wyglądając tak, jakby to jemu pierwsza pomoc była najbardziej potrzebna. W szpitalu, jak w szpitalu, jedna pielęgniareczka wypisywała papiery, a druga za pomiary parametrów życiowych się wzięła. A jak tylko zaczęła, to i od razu zbladła i w krzyk: O kurwa!! Pani nie ma wcale ciśnienia!! Jak nie mam, jak mam!! Jakieś do cholery mieć muszę, bo przecież nie chodzę siłą rozpędu przeoczywszy własne zejście śmiertelne. Aż taka roztargniona to już nie jestem.
A poza tym komu kur.., temu kur… dla niej to ja jestem Jaśnie Pani! Za chwilę pojawił się lekarz, potem drugi i zaczęli głupio pytać, jak ja się czuję. Przecież jakbym się czuła dobrze, to wcale mnie by tu nie było i może niech panowie doktorzy zajmą się zawodem wyuczonym i przestaną mi tu głupie pytania zadawać rodem z familiady. A potem to już całkiem odpłynęłam i nic nie pamiętam. Jak otworzyłam oczy, to zobaczyłam wokół siebie wianuszek białych postaci, które wpatrywały się we mnie ze zgrozą pomieszaną z niedowierzaniem, a ja sama podłączona byłam do kroplówki, ekg, tlenu, za respirator głowy nie dam.
Jedno zbiorowe westchnie ulgi przeleciało przez salę niczym tajfun, i zaś posypały się pytania oraz tzw. lekarskie zalecenia: nie wolno pani tego, nie wolno pani tamtego i jeszcze tego i tego i… Zbrzydziło mnie takie stawianie sprawy, więc grzecznie zaproponowałam: to może od razu panie doktorze gustowną trumienkę zamówić?
Udawanie głupiej nigdy nie sprawiało mi problemu, więc i tym razem poradziłam sobie, jak chcąc upewniając się tylko jakie aktualnie jest to moje cholerne ciśnienie. Miałam całe 100/60, więc grzecznie portki na tyłek i do domciu zgarniając Miśka w fazie agonalnej z poczekalni.
W domciu Misiek został szybko zreanimowany sposobem od zarania dziejów znanym każdej kobiecie, ja zastosowałam się wybiórczo to niektórych zaleceń lekarskich i przemyślawszy sprawę bardzo starannie doszłam do wniosku, że moje ciśnienie spadło do poziomu zerowego przez niszę ciśnieniową, którą spowodowała ta wybrakowana burza. Jakby odpracowała porządnie wszystkie grzmoty, błyskawice i solidny deszcz, to nie byłoby tego całego korowodu z medyczną zagadką jaką od dzisiaj jestem dla tutejszych lekarzy z oddziału ratunkowego.
Niech chłopaki myślą. Myślenie podobno nie boli 🙂 A mnie i kurrara nie da rady…
Możliwość dodawania komentarzy nie jest dostępna.