W kilku słowach...
wrz 07

Wcale NIE blog czyli historie życiem pisane…

Od jakiegoś czasu dochodziły zewsząd wieści szemrane, że ośrodki takie jak nasz mają zostać zlikwidowane, bo PFRON-owi program się kończy, a nowego nie chce mu się zaczynać, więc bardzo możliwe, że od przyszłego roku zasilę szeregi bezrobotnych i będzie replay z historii pt. „Starsza pani szuka pracy”.

Odsłona pierwsza tego spektaklu wyglądała tak:

Czas jakiś temu firma, w której pracowałam dotychczas raczyła była splajtować i pozostałam na tak zwanym „lodzie”, a że równolegle okazało się, że moja tarczyca wymaga natychmiastowej i bezwzględnej kasacji z tego padołu łez, nie przejęłam się zbytnio utratą pracy, bo zdrowie jakby ważniejsze. No, ale po tych wszystkich szczęśliwie zakończonych pierepałach medyczno-zdrowotnych pomyślałam, że nieźle byłoby znowu popracować sobie trochę między ludźmi i spokojnie, na całkowitym „luziku” zaczęłam przeglądać ogłoszenia i anonse o pracy. Dużo tego było, całe mnóstwo dla młodych, jurnych i „nastawionych na sukces” kreatywnie zaprogramowanych i dyspozycyjnych robotów… ale było też kilka ogłoszeń gdzie „oczekiwania pracodawcy” spełniałam śpiewająco. No to dzwonię i mówię – że tak, warunki spełniam, doświadczenie posiadam, wykształcenie wyższe nawet też oraz parę innych walorów mam na stanie w ilościach dowolnych. W odpowiedzi słyszę – „ależ oczywiście, zapraszamy panią na rozmowę” i takie tam ble..ble..ble… A ja, małpa wrednie złośliwa na samym końcu dodaję: no tak ale wie pan/pani ja mam prawie 50 lat… i… w słuchawce zalega cisza taka więcej grobowa… po czym padają niniejsze słowa: …”och przykro nam ale MY stawiamy na młodych”.

O mać!! stawiać to sobie można pasjanse!! albo słupy wysokiego napięcia! a co to ja jestem?! Matuzalem w żeńskim wydaniu?!

Aż któregoś dnia przebieg rozmowy był klasycznie schematyczny z tym, że zakończenie zupełnie inne – zapraszamy panią na „rozmowę konkursową”… Ki czort rozmowa konkursowa?? Z czym to się je?? iii tam nie takie rzeczy się w życiu przerabiało, to i widać pora rozmowy konkursowej popróbować. W ustalonym dniu, o ustalonej godzinie stawiłam się cała zwarta i gotowa ale i też lekko rozśmieszona taką formą kwalifikacji pracowników. Instytucja tzw. „budżetowa”, w holu na te „konkursowe rozmowy” czeka już tak circa 12 osób w przedziale wiekowym od 20 do 49+ lat (49+ to ja) 🙂

No dobra… „pożywiom, uwidim”. Weszła jedna osoba… 10 minut i wychodzi.., następna – 10 minut i wypad… Myślę sobie OK – pytają systemem „dziś pytanie – dziś odpowiedź”, czyli krótko i na temat. W końcu i na mnie popadło te magiczne „10 minut”.

Wchodzę, a tam komisja cała za stołem siedzi w liczbie osób cztery (dwie baby/dwóch facetów): dyrektor, kadrowa, spec. ds.ON i Młody. Jak padło pytanie: proszę opowiedzieć nam coś o sobie, to zapytałam grzecznie czy rzeczywiście macie Państwo AŻ tyle wolnego czasu? bo ja o sobie, to mogę długo i monotonnie i może jednak prościej zajrzeć na moją stronę www bo tam dużo jest o mnie jako takiej… a może nawet więcej… Kadrowa zapytała czy wiem, co to jest Kpa czym rozśmieszyła mnie do łez, specjalista od ON poprosił o rozszyfrowanie skrótu PFRON, a Młody zadał pytanie mające chyba na celu sprawdzenie mojego IQ: co pani robi, gdy zawiesza się pani komputer?? a ponieważ zadawał to pytanie z rozkosznym uśmiechem na ustach takich więcej „całuśnych”, odpowiedziałam mu równie uroczo i nawet mało złośliwie: nic szczególnego proszę pana… tylko tak przywalam w procesor, że twardziel od razu mięknie po czym pani dyrektor odpaliła moją stronkę i musiałam zrobić krótki wykład o decoupage i innych takich „grach i zabawach” moich ulubionych, no i z 10 minut zrobiło się 40… ale generalnie było miło i sympatycznie 🙂

A następnego dnia zadzwonił telefon – „wygrała pani bezapelacyjnie ten casting” – nie muszę dodawać, że z radości i z satysfakcji zaryczałam tak, że trąby jerychońskie przy moim „ryku” były niczym szept w kabinie dźwiękoszczelnej!

I tym sposobem znowu przemieniłam się w pańcię pracującą, ale jak się okazuje szczęście nie może trwać wiecznie…

Teraz przerwa na reklamy…