W kilku słowach...
wrz 07

Paszkwil remontowy…

Pojechaliśmy z Miśkiem kupować kafelki, bo zachciało nam się łazienkę remontować. Zachciało jak zachciało. Mus był, bo ta łazienka to chyba czasy Bieruta pamięta, a wczesnego Gomułkę to już na pewno. Misiek chciał do Castoramy, a ja do OBI. Chłop swoje, baba swoje. Zaparł się przy tej Castoramie zadnimi łapami i koniec. Zgoła żyć bez niej nie może. A niech tam!

O durnoty spierać się nie będę, chcesz, to jedź do Castoramy ale tam wykopki drogowe w międzyczasie mają być wykonywane i guzik, a dojedziesz. Taki mniej więcej dialog wewnętrzny przeprowadziłam miło się uśmiechając. Misiek przez połowę drogi powtarzał tylko: ja wiem czemu chcesz do OBI, ja wiem czemu… phi!! żadna tajemnica, że obok jest Empik, a w nim książki sprzedają. Od połowy trasy nieboraczek przestawił się na konstruowanie coraz bardziej wymyślnych przekleństw pod adresem drogowców, wójtów i całej reszty ludzkości ze strażą pożarną włącznie, bo przez góry i wądoły objeżdżać musiał i do OBI zrobiło się bliziutko. No to poszliśmy wybierać te kafle.

Dużo wcześniej próbowałam ustalić z nim bodaj wstępną kolorystykę, bo Misiek jako częściowy daltonista odróżnia tylko kolory zdecydowane. Bardzo zdecydowane. Takie walące po oczach do bólu zębów i skrętu kiszek. Subtelności kolorystyczne typu śliwka ze śmietaną złamana popielem albo bananowa żółć muśnięta limonką czy róż w tonacji amarantu w ogóle do niego nie przemawiają. Kolorystyczny analfabeta i pisz pan przepadło. A ja umyśliłam sobie łazieneczkę w kolorze przypalonego miodu z elementami czekoladowego beżu. Oblecieliśmy kurcgalopkiem kilka regałów i jest!! jest to, co w snach moich widziałam, a teraz na wyciągnięcie ręki i portfela mam. A Misiek nawet nosem nie kręcił, bo „ nawet ten pomarańczowy ładny”. Taki pomarańczowy jak ja odaliska ale najważniejsze, że w 15 minut sprawa kafli została załatwiona i mogłam Miśka z całym nabojem zostawić i spokojnie lecieć do Empiku oddawać się rozpuście. I tak się oddałam zapamiętale,że o bożym świecie zapomniałam z Miśkiem włącznie, a jak oprzytomniałam przy kasie, to okazało się, że poszłam w regały na ponad 2 godziny. Dyskretnie rozejrzałam się czy ekspedycja poszukiwawcza gdzieś w pobliżu nie krąży Miśka mając za wodza, ale nie! Żadnych objawów paniki wśród społeczeństwa nie było. Tylko ochroniarz z dziwnym wyrazem pyska spoglądał na mnie uparcie, widocznie nie lubi kobiet w typie matki Polki wieloródki zębem czasu nadgryzionej. A niech sobie patrzy, mnie od tego nie ubędzie, a jego najwyżej koszmary będą nękać po nocach.

I tak wiedziałam, że dostanę od Miśka opiernicz jak stąd na Madagaskar, że mu na tyle czasu z oczu modrych zniknęłam, więc na wszelki wypadek paragon schowałam głęboko, bo troszkę poszalałam w tym Empiku ale to już trudno! Przyjemności kosztują i lepiej pewne rzeczy do chłopa przemilczeć żeby go wieńcówka za szybko nie dopadła:-) Cichcem od zadka podchodzę do samochodu, a Kaszuby nie ma!! Ani widu, ani smrodu! Wcięło Miśka radykalnie. Zanim zdążyłam się zdenerwować i obmyślić kilka inwektyw stosownych do sytuacji Misiek pojawił się znikąd tuląc do łona jakieś dziwne rzeczy, z miną taką więcej rozanieloną. Mianowicie nabył ukochaną szlifierkę z przyległościami mając nadzieję, że ja w Empiku pohamowałam jednak swoje żądze i wszystkich pieniędzy na książki nie wydałam. Optymista niepoprawny,hi,hi,hi,. Tym sposobem do końca miesiąca będziemy jedli zupki z glazury, smażone muterki, sałatki z wierteł, a na deser książki:-)

Ale i tak warto było!