Cezary

Ten pierwszy raz

Na początku lat osiemdziesiątych zobaczyłem w telewizorze scenę z jakiegoś serialu, w którym chłopak mnie podobny – w sensie zawodowych doświadczeń, bo zbliżonych w nieodległej wtedy przeszłości doznawałem – wysyłany był po kompresję. Nie pamiętam dokąd go po nią wysłano, ale on poszedł do szatni i nadmuchał torebkę po drugim śniadaniu. Z tą torebką wrócił, czym jednego wkurzył, a drugiemu przydał dobrej zabawy. Później już wiedziałem, że aktor nazywa się Artur Barciś, a serial – Odlot i był niezwykle istotny w jego karierze. Wtedy ani myślałem, że oto widzę początki filmowej kariery jednej z jaśniejszych postaci polskiego filmu. Tym bardziej – czyż mógłbym przypuszczać, że kiedyś los uczyni z niego ważną postać także w moim życiu? Również rejestrując się na BF nie sądziłem, że wnikam w to miejsce na dotychczasową resztę mojego życia.

Moje forumowe początki były podobne do początków większości uczestników BF – zadziałała magia nazwiska, bo postaci dopiero później. Wchodziłem w środowisko, które było w jakiś sposób zżyte. Niedawno zakończył się majowy zlot, ten wsławiony jajecznicą, wymieniali się wspomnieniami, zdjęciami, a tu ja, inżynier z wodnej elektrowni, próbujący „cośtam-cośtam” komentować, napisać. W związku z moimi ówczesnymi zainteresowaniami jako awataru na BF użyłem rysunku tablicy rejestracyjnej. Do dziś pamiętam Panabarcisiową uwagę: odsłoń się, Cezary, bo mam wrażenie jakbym rozmawiał z samochodem, piekielnie inteligentnym (Artur wie jak przekonać), ale jednak z samochodem. Odsłoniłem się więc i z różnym efektem robię to do dzisiaj.

Natomiast do pierwszego spotkania twarzą w twarz z Arturem Barcisiem doszło w czerwcu 2004 roku. Moja najstarsza córka zdawała wtedy egzaminy na UW, a rzeczony artysta kręcił Całkiem Nowe Lata Miodowe. Córce egzaminy poszły bardzo dobrze, ekipie serial, moim zdaniem – tak sobie. Na spotkanie wybrałem się z córkami, a miejsce tego spotkania było dobrze ukryte w uliczkach Radości czy Falenicy. Szczęściem w dojeździe pomagał nam telefonicznie Piniu, który, choć prowadził nas wykrotami, zrobił to dobrze, bo już po godzinie krążenia zaparkowaliśmy w pobliżu planu filmowego.

W to, że jest to plan filmowy musiałem uwierzyć na słowo, ponieważ niczego filmowego w obejściu nie było, ale był Piniu, którego rola w odcinku jeszcze się nie rozwinęła, więc mógł wobec nas pełnić rolę gospodarza. Na moją uwagę, że plan filmowy zaskoczył mnie swoim spokojem, odparł: Wiesz, to polski film, nuda, nic się nie dzieje.
Jednak po chwili coś dziać się zaczęło. Z willi wybiegł Artur i klucząc kurcgalopkiem między plastikowymi krzesełkami dotarł do nas, aby się przywitać, a po chwili równie szybko ponownie zniknął w zaciemnionej willi. Spojrzeliśmy po sobie: co to było? Piniu, w końcu bywalec planów filmowych, na to: czas tutaj jest podwójnie cenny.
Wkrótce okazało się, że na planie filmowym również zdarzają się przerwy i mieliśmy czas na krótkie spotkanie także z Barturem i Matysolą, którzy do nas dołączyli. Pogadaliśmy o pogodzie, egzaminach, kręceniu filmu, piłce nożnej, bo w tym czasie odbywały się jakieś mistrzostwa, zrobiliśmy kilka zdjęć.

Do Bartura podeszło jedno z małoletnich pacholąt, które stały opodal, niosąc przed sobą zeszyt średniego formatu, gruby na dwa palce. Poprosiło artystę o złożenie autografu, co ów z ochotą i, jak zwykł mawiać, z rozkoszą zrobił. Dziewczę podziękowało i dawaj z tym samym zeszytem i takąż prośbą do mnie. Na moje uwagi, że ja znany nie jestem i mój podpis na nic jej będzie, rezolutna panienka pocieszyła mnie stwierdzeniem, że może się jeszcze okazać, że będę. Dzisiaj zupełnie nie pamiętam czy ta sytuacja zakończyła się podpisem.

Przerwa dobiegła końca, artyści, wyrażając żal z powodu ograniczenia ich kibicowskich możliwości, życzyli nam dobrych wrażeń i pożegnali się, znikając we wnętrzu filmowej willi. My wsiedliśmy w samochód, obraliśmy właściwy kierunek i po pół godzinie mogliśmy usiąść przed telewizorem.

Kiedy po meczu Piniu odpowiadając mi na esemes z wynikiem, napisał : a u nas nuda, nuda, nuda, to już wiedziałem co miał na myśli. Jednak nie byłem pewien czy nocna burza nad Warszawą stanowiła rozrywkę czy przeszkodę w ich pasjonującej filmowej pracy.

Cezary