W kilku słowach...
lut 06

Dylemat

Kłębowisko. Myśli odbijają się w mojej głowie jak mała piłeczka, od jednej ściany do drugiej. Świadczy, to na pewno o jednym. Moja głowa jest prawie pusta, a z całą pewnością nie ma w niej mózgu. Gdyby był, to bym chyba czuł, że go mam. A nie czuję. Tylko te piłeczki… puk, puk, puk. Po co ci to? Mało masz wyzwań dookoła? Nie możesz zwolnić? Musisz tak ciągle przeskakiwać kolejne poprzeczki? Grasz, śpiewasz, reżyserujesz, piszesz, malujesz. Jeszcze tego ci brakowało? Masz dom, ogród, spokój. Potrzeba ci nowej adrenaliny? Ta przed każdym wejściem na scenę już ci nie wystarcza? I pomyśl o kosztach. Nie będzie lekko. Obsmarują cie w tabloidach i Internecie. Pomyśl o tych pełnych politowania spojrzeniach na ulicy. No, pomyśl, pomyśl wreszcie! Łatwo powiedzieć. Nie mam czym przecież. Poza tym wydaje mi się, że jednak myślę. Bo niby co robię teraz? Myślę właśnie.

Bo z drugiej strony… Nie jestem jeszcze taki stary, żebym nie dał rady. Zawsze lubiłem przygody, a ta jest naprawdę wyjątkowa. Nauczę się czegoś, kondycję poprawię, poznam nowych, ciekawych ludzi. Jeśli nie teraz, to kiedy? Z tą adrenaliną, też nie przesadzajmy. Czy to pierwszy raz? A tabloidów i tych paszkwili w Sieci wystarczy nie czytać i już. Tak jakby ich wcale nie było. Niech sobie piszą co chcą. Łatwo powiedzieć!

No i jest jeszcze trzecia strona. Przecież za parę dni zaczynam próby w Ateneum. Sztuka świetna, rola świetna, reżyseruje Sama Najwyższa Dyrekcja, nie odpuszczę. Za Chiny! Tylko jak pogodzić to wszystko? Od godziny przyglądam się ptaszkom wydziobującym radośnie ziarenka słonecznika w naszym karmniku. Przepiękny widok. O, dzięcioł przyleciał i wystraszył wszystkie sikorki. Tylko, że one nie boją się tak jak ja. Przycupnęły na pobliskich gałązkach i czekają, aż się naje i poleci. Jedyne ich zmartwienie, to żeby jeszcze coś zostało pod tym barcisiowym daszkiem. Nie martwcie się malutkie, jak zabraknie, to się dosypie. Kupiłem dla was cały zapas. O, właśnie! Przecież jest jeszcze czwarta strona!

Niby pieniądze nie były dla mnie nigdy najważniejsze, ale jednak za coś się ten dom zbudowało. Wymarzony samochód mam? Mam! Nie ukradłem, nie wygrałem w totka, zapracowałem. To przecież też będzie praca, tylko trochę inna niż wszystkie. A płacą nieźle. Co robić ? Co robić ? Przyleciały dwie sierpówki i zajadają to co spadnie z ptasiego nieba. Jest co, bo na górze kłębowisko ptaków i mnóstwo ziarenek spada na ziemię. A ten, jaki kolorowy. To chyba szczygieł. Przepycha się jakby ubarwienie upoważniało go do miejsca poza kolejką. Co za widok! Jakby tańczyły wokół tej naszej jadłodajni. Jakby grały w jakimś przyrodniczym filmie. Kto piękniej będzie wyglądał na ekranie, kto najlepiej się zaprezentuje, czyje umiejętności zostaną nagrodzone, a kto odpadnie. Kto zgarnie najwięcej ziarenek i w finale zagra o główną nagrodę. Zaraz, zaraz, jaką nagrodę? Co ja chrzanię? Wcale mi nie zależy na nagrodzie. Chcę się tylko sprawdzić i nie skompromitować! Chcę? Przecież właśnie nie wiem, czy chcę!! Chcę i nie chcę! Boże! Doradź! Cisza.

Przyleciała sójka i wszystkich przegoniła. Nie je. Patrzy na mnie i… zaczyna śpiewać ludzkim głosem: Czego się boisz, głupi?
Czemu nie chcesz iść na całość?
Ja się mogę wstępnie upić,
bo to dobre jest na śmiałość…
No to czego się boję, głupi ,
przecież to jest zwykła sprawa!
A jak uda się zabawa?…