W kilku słowach...
lut 17

Drogi Panie Józefie

W pierwszych słowach mego listu chciałbym zaznaczyć, że darzę Pana ogromnym szacunkiem i sympatią. Zdaję sobie sprawę, że może Pan być w tej chwili lekko zdziwiony, wszak z szacunkiem wobec swojej osoby spotykał się Pan rzadko, ale to prawda. Prawdą jest również, że bardzo Pana polubiłem, a może nawet, proszę mi wybaczyć to wyznanie, pokochałem. Ale od początku. Pierwszy raz spotkałem Pana jeszcze w czasach licealnych i muszę ze wstydem przyznać, że wydał mi się Pan wtedy kimś beznadziejnie głupim, tchórzliwym i nieuczciwym. Jakże się myliłem! To, co brałem za brak inteligencji okazało się mądrością, płochość odwagą, a nieuczciwość, życiową zaradnością wśród ludzi dużo od Pana gorszych. Niestety, trzeba było czasu i wielu spotkań z Panem, bym to zrozumiał. Teraz, gdy znam Pana dużo lepiej, przyznaję, że myliłem się haniebnie. Oto parę przykładów mojego błądzenia.

Przykład pierwszy. Miał Pan absolutne prawo przypuszczać, iż został Pan otruty. Wszak ostrzegano Pana, że ten, do którego udał się Pan z misją może otruć, zabić skrycie, oraz, że to żmija i czart wcielony.

Przykład drugi. Jakiejż niezwykłej trzeba inteligencji, by wygłosić tak mądre zdanie o ludzkiej wdzięczności: „Każdy siebie ma na względzie, a drugiego za narzędzie, póki dobre, cacko, złoto, jak zepsute ruszaj w błoto”. To prawda, że czasem trochę wyolbrzymiał Pan swoje zasługi mówiąc żeś „lat dziesięć toczył boje, gdzie się lały krwawe zdroje, tak że wkoło na mil cztery jak czerwone było morze”, ale któż z nas nie dodaje sobie czasem trochę splendoru, zwłaszcza gdy nie można tego zweryfikować.

Przykład trzeci. To, co uznawano dotychczas za Pańskie tchórzostwo muszę ocenić nie inaczej jak odwagę zrobienia czegoś co i tak było skazane na klęskę. Czymże innym jak nie odwagą i mądrością jest schowanie się w krzakach i przeczekanie, aż banda idiotów skończy się naparzać?

Przykład czwarty. Cóż, to za nieuczciwość wziąć pieniądze za wykonanie usługi? To, że nie wszystko poszło po Pańskiej myśli nie zmienia faktu, że do szczęśliwego zakończenia jednak doszło, a i zwrotu gotówki nikt się nie domagał. Docenić za to należy Pański niezwykły kunszt tworzenia nadzwyczajnie koronkowych strof, szczególnie tych, którymi tak cudownie uwodził Pan płeć przeciwną zwaną przez Pana żartobliwie „zdradziecką”. „Jak w dezertej Arabiji złotosiejny wzrok Febowy, niesie skwarem śmierć liliji, aż nakłoni białej głowy, a zebrana na błękicie płodorodna kropla rosy, wraca zwiędłej nowe życie” itd… Ileż to razy budziłem się w nocy zlany potem i jak pacierz powtarzałem słowa, których i tak pewnie nikt nie rozumie. Na wszelki wypadek tłumaczę, żeby Pan nie myślał, żem kiep. Dezerta Arabija, to Arabia pustynna gdzie rośnie usychająca lilia, a kropla rosy wraca jej życie tak jak widok Pańskiej ukochanej wraca życie Panu. Oczywiście, dzisiaj mógłby Pan powiedzieć „mała, jesteś super”, ale wiem, że nawet w dzisiejszej dobie takie prostactwo nie przeszło by Panu przez gardło.

Piszę ten list również z powodu długu. Zdaję sobie sprawę, że na słowo „dług” może Pan reagować nieco histerycznie, ale tym razem to nie Pan jest dłużnikiem, tylko ja. Mam wobec Pana dług wdzięczności. To właśnie dzięki Panu jestem teraz jednym z najszczęśliwszych z ludzi. Otóż, dzięki Panu spełniło się moje marzenie. Marzenie by być …Panem Panie Papkin. Jeśli jest Pan ciekaw jak się prezentuje Pańskie kolejne wcielenie w moim wykonaniu, to zapraszam Waszmość Pana do Och-teatru w Warszawie na spektakl „Zemsta”. Pragnę też sprostować drobną nieścisłość jaka wkradła się do testamentu, który raczył Pan napisać. Otóż, Pańskim ojcem był nie tylko Jan Papkin, ale również Aleksander Hrabia Fredro. To dzięki temu drugiemu i jego genialnej sztuce, pokolenia Polaków mogą się przeglądać we własnym lustrze, a dzięki Panu Wielce Szanowny Panie Papkin, pomyśleć, że są inni głupsi od nich samych. Jakże się mylą! I za to najbarciś Panu dziękuję.

Z wyrazami najwyższego szacunku.
Artur Barciś – aktor.