W kilku słowach...
sty 30

Pogrzeb

…Cholera jak ja niecierpię pogrzebów, tego groteskowego wystwania, min żywcem zdjętych z masek Zelwerowicza nagrobka tego całego udawanego „Och” tego wymuszonego „Ach” tych łez obcych spływających w chwili danej bo tak trzeba bo tak wypada bo tak być musi, i tych pochrząkiwań, szeptów dopowiedzeń tych dialogów potrzebnych wymuszonych kawałkiem piachu rzuconego na drewniany stół ostatni, i tego starobabskiego – jaki młody, mógłby jeszcze pożyć, mógłby jeszcze zrobić, tyle przed nim, a tu… a za chwilę ,

Patrz Pani, a taki jeden który w mojej kamienicy był też sie zabił, – no co też Pani ten blondyn?, – nie kochanienka ten czarny z wąsem- a tego nie znałałm, ..to mówi pani że też nie żyje?, a ten tu to kto?, – nie wiem pani, przyłaczyłam się w kościele…-aaa to tak jak ja…… i to kiwanie głowami odzianymi w beret, czapkę lisiastą albo kapelusz z wywiniętym rondem, i to postękiwanie i wyraz zrozumienia na twarzach, że odszedł, że już go nie ma, że czas przyszedł…. a kiedy czas nadchodzi krzyż sie kładzie palcem wskazującym na piersi swojej i wyuczonym wspomnieniem napycha się łzawy potok, by poważniej i godniej było, by ludzie patrzący widzieli, a może wspomną, może powiedzą może w końcu zobaczą, że to własnie ona, płakała najwyraziściej na tym pogrzebie, a ten co leży to kto?

A jak już udawanie znudzi sie na tyle, że można oko zarzucić na innych w ruch idą zmysły i to nie te pierwotne, nie, tych już nie ma, wstyd nimi postrzegać, tu trzeba czegoś na miarę czasu, na miarę sytuacji, miasta i towarzystwa, tu trzeba dodawać, kombinować ubarwiać, coś się zasłyszyło, , coś się o ucho obiło, od kogoś się dowiedziało, i komuś w usta włożyło, by na koniec, prawdę własną w ruch puścić i wiedzione natchnieniem myśli w rytm żałobnych pieśni ku ludzkim uszom rozpuścić, że ten to przez tamtą, z kórą się nie znał, ale ją widzieli raz czy dwa jak za twarze się ustami trzymali i w uścisku miłosnym pół minuty całe trwali, a tamta to żona , bidulka zmęczona z nim była już, ledwie dyszała, a teraz to sobie odpocznie i krzepy nabierze a jak bóg da to może jakieś wdoca zapozna i życie sobie z nim napewno lepsze niźli z tym w grobie leżącym sobie ułoży, a patrz pani te dzieciaczki jakie przemiłe, chłpczyk i dziewczynka, toż to szkoda, że ojca już dla nich nie ma, ale co to za ojciec był, toż mówię pani, ten którego poznała lepszym już dla nich będzie bo do kościoła chodzi a tamten co leży to łotr skończony, ależ co pani opowiada, no też pani mówię, że już z tym nowym po sklepach chodzili i meble wybierali…. a ten co leży to kto? i ostatnia łopata , w zacietrzewieniu emocji włąsnych i myślipłynących nawet nie zauważą kiedy same pośród krzyży zostaną….nie ma widowni, światła pogasły, jedna z drugą nosem pociągną, ramionami wzruszą nakrycia głowy rękoma poprawią i do domów drepcą, niepocieszone, że tak szybko, że to już…może jutro będzie dłuższy i ciekawszy, a może rodzina większa będzie bo ta tu to jakaś taka…mała, że i oka nie ma na kim zaczepić….