W ostatnim tygodniu Młody tak mi dopiekł, że postanowiłam ulżyć sobie opisując onego bezlitośnie. Moja babcia zawsze powtarzała, że jak już coś robisz, to rób dobrze i czasami o tym pamiętam, więc w piątek przed końcem pracy postawiłam Młodego w pełnym świetle jarzeniowym i przeprowadziłam bardzo, ale to bardzo dokładne oględziny, niemalże w zęby mu zaglądając. Młodzianek nawet zainteresował się dlaczego to robię, a ja odpowiedziałam zgodnie z prawdą, że zamierzam paszkwil bardzo złośliwy o nim wysmarować i materiały zbieram.
– O rany! Książkę piszesz??!! – ucieszył się, jakby mu kto w kieszeń nasmarkał.
– Żadnej książki nie piszę, tylko paszkwil z Tobą w roli głównej – powtarzałam uparcie
– Super!! będę sławny – cieszył się dalej, a mnie ręce opadły i odechciało się wszystkiego…
Tym bardziej, że ciśnienie moje znowu dostało rozbieżnego zeza i postanowiło sprawdzić, jak zareaguję, kiedy ono ustabilizuje się na wartościach 170/60… Zareagowałam nijak i wzięłam dziada na przetrzymanie, to znaczy padłam sobie horyzontalnie i trzymałam się sufitu, który uparcie zamieniał się miejscami z podłogą. A jak człowiek leży bezproduktywnie, to o głupotach myśli, a Młody sam się przypomniał dzwoniąc w sprawie brakującego akapitu, a może przecinka i tym sposobem sobie nagrabił.
Młody, jak sama nazwa wskazuje jest młody. W nomenklaturze młodzieżowej reprezentuje tzw. „ciacho”. To znaczy w wyglądu i owszem, taka więcej bajaderka albo eklerek z lukrem, ale z charakteru i usposobienia stary piernik i nie ma inaczej.
Wysoki, postury proporcjonalnej, oczka jako te chabry w spirytusie pływające i włoski na żel postawione. Taki chłopczyk cacany. W ogólności, to Młody jest mądry, dobry, uczynny i starannie wychowany, tylko ma czasami takie odchyły, że ty człowiecze tylko siądź i płacz…
Segregatory muszą stać uszami w jedną stronę, firmowe długopisy w kubku muszą być ustawione zgodnie z ruchem wskazówek zegara, ulotki w prezenterach równiutko, co do milimetra, biurka po zakończeniu pracy wysprzątane do pustego blatu, monitor ma być ustawiony tak, a nie inaczej, Młody ołówka ode mnie nie pożycza tylko bierze w lizing… Pryncypialny i zasadniczy oraz służbista kochający ponad wszelką miarę ustawy, rozporządzenia, procedury i ewaluacje… Na proste pytanie, czy alimenty wlicza się do dochodu przy dofinansowaniu likwidacji barier w komunikowaniu się wyrecytował połowę ustawy z późniejszymi zmianami włącznie, a ja oczekiwałam tylko prostej odpowiedzi: tak lub nie.
Kiedyś ot! tak sobie z łaski na uciechę zaczęłam głośno myśleć, czy w tym roku dostaniemy podwyżkę i kiedy, a Młody z marszu uraczył mnie wykładem o systemie wynagradzaniu pracowników samorządowych i zostałam ostro zganiona, że nie znam tejże ustawy. Na pamięć nie znam. Bez bicia przyznaję się do grzechu zaniedbania z powodu nie chciejstwa ogólnego. Młody czasami miewa też zapędy dyrektorsko-dyktatorskie i ja to toleruję, ale tylko do pewnego poziomu wkurw… i przegięcia pały o 45 stopni. Po przekroczeniu stanów alarmowych Młody dostaje opiernicz, jak stąd na Seszele i znowu chodzi, jak ruski budzik z czkawką, bo paragrafami czka mu się nieustannie.
No i te akapity, odstępy, wyrównania wierszy, tytułomanie i potwierdzenia odbioru.
Zdarzyło się, że Młody zachorował. Pryncypialnie i zasadniczo poinformował telefonicznie o tym godnym ubolewania fakcie kadrową nadmieniając, że zwolnienie lekarskie do firmy dostarczy jego młodszy brat. Brat zwolnienie w zębach przyniósł i na biurku kadrowej położył, ta grzecznie podziękowała i czeka, żeby chłopak poszedł w diabły, bo roboty miała dużo. A młodszy brat naszego Młodego wyciąga kserokopię zwolnienia i twardo domaga się potwierdzenia odbioru z przybiciem pieczątki imiennej, kto to zwolnienie odebrał. Kadrowa nasza tak od tego zbaraniała, że przywaliła wszystkie możliwe pieczątki jakie miała w zasięgu ręki, a stupor długo jeszcze ją trzymał.
Młody oprócz niewątpliwie wielu zalet ma jeszcze jedną schizę, a mianowicie ochronę danych osobowych. Dawno już temu poznałam jego dziewczynę, wiem jak wygląda, jak ma na imię i co robi oraz gdzie mieszka. Ale Młody opowiadając o niej (rzadko i niechętnie zresztą) nie używa imienia swojej ukochanej tylko posiłkuje się zwrotem „osoba” – byliśmy z osobą wczoraj na koncercie… i nikt mi nie powie, że to jest normalne!
Pies trącał normalność, bo tak prawdę mówiąc wszyscy jesteśmy trochę nienormalni, z tym, że niektórzy nie zostali jeszcze zdiagnozowani… ale przy całej inteligencji Młodego (i nie ma tu absolutnie żadnej złośliwości) jego sposób wysławiania się powoduje, że popadam w coraz większą nerwicę…:
- schów to do teczki jak
- przyńde to sam schowie
- troszku krzywe te
- schódki jutro będę precz
- wyjechany przytrzym mi
- to troszku jeszcze wytrzymie
Słysząc takie „kwiatki” jelito cienkie samoczynnie skręca się w supełki z kokardami, wątroba pryszczy dostaje, a żołądek wali o zęby z hukiem…
I żeby nikt sobie nie myślał – Młodego lubię i w sumie całkiem fajnie nam się razem pracuje, a mogłam przecież trafić gorzej 🙂 Ja swoje za uszami też mam i charakter taki więcej paskudny to i pewnie Młodemu lekko ze mną nie jest ale… on też mógł trafić gorzej 🙂
P.S. właśnie moja osobista „osoba” wzięła broń palną pneumatyczną i udała się w kierunku nieznanym celem oddania strzałów do celów stabilnych oraz latających
P.S. Osoba wróciła szczęśliwa jak czajnik, bo wystrzelana do oporu 🙂
Możliwość dodawania komentarzy nie jest dostępna.