W kilku słowach...
maj 26

Zabawa

Zdałem się na przypadek. Zadzwoniłem do kogoś, kogo nie znałem. Swoją drogą ciekawe jak długo w potocznej mowie utrzyma się to „dzwonienie” skoro telefony od dawna nie dzwonią tylko pikają, grają, albo mówią.

Mój np. zamiast banalnego i przestarzałego dzwonienia odzywa się niepowtarzalnie męskim głosem mojego przyjaciela Piotra F. – „Panie Arturze, telefon do pana, czy zechce pan odebrać?” To oczywiście żart, ale jakże przyjemny. Jest taka opcja i każdy może sobie nagrać, co chce. Każdy, kto dysponuje odpowiednim aparatem, może mieć, choć przez chwilę wrażenie, że ktoś odnosi się do niego z należytym szacunkiem. Kobieta, do której przez przypadek (?) zatelefonowałem, z całą pewnością nic nie wiedziała o takiej opcji. Ba, nie sądzę żeby wiedziała nawet o tym, że istnieją telefony bezprzewodowe, a o komórkowych też pewnie miała mgliste pojęcie. Była samotną starszą panią, do której niespodziewanie ktoś zadzwonił.

W arcyciekawej książce Rogera-Pol Droita pt. „101 zabaw filozoficznych” jest pomysł, który postanowiłem sprawdzić. Zabawa polega mniej więcej na tym, że trzeba zatelefonować do kogoś (zdając się na los) i spróbować nawiązać z tym kimś jakiś kontakt. Nie chodzi o żadne młodzieżowe wygłupy. Należy się uzbroić w cierpliwość, bo choć większość prób może być nieudana, to warto, bo chodzi o to, by uświadomić sobie „gęstość ludzkiego świata, jego bliskość i nieskończoność jednocześnie, a telefonowanie do przypadkowych osób powinno być punktem wyjścia do miniprzygód w tej gęstwinie”. No, więc zadzwoniłem. Wybrałem przypadkowy numer (pamiętając żeby składał się z 7 cyfr i nie zaczynał na 0 700, ani 0 800) i czekałem, co się stanie. Za pierwszym razem numer był zajęty. Ok., nie ma problemu, spróbuję jeszcze raz. Za drugim, ktoś podniósł słuchawkę. – Kto? – zapytał ktoś zachrypniętym, przepitym i przepalonym głosem. – Ja – odpowiedziałem zgodnie z prawdą.

Niestety gęstwina mojego głosu była chyba zbyt nieodpowiednia, bo usłyszałem tylko trzask odkładanej ze złością słuchawki. Wiedziałem, że nie należy się załamywać i spróbowałem jeszcze raz. Przypadkowy numer, który wybrałem miał być tym ostatnim. I był. Zanim zdołałem się odezwać usłyszałem:

– „Zadzwoniłaś nareszcie….(pauza) Nic nie mów.(pauza). To moja wina. Dzwonisz, bo chcesz mi powiedzieć, że miałam rację.Ja wiem że nie miałam racji. Chyba kochałam Cię zbyt mocno. (szloch) Nie umiałam go nawet polubić. Od początku mi się nie podobał, wiedziałaś o tym. Może gdyby tata żył…(szloch) Teraz już wiem, że miał rację, ale co z tego. Byłam pewna, że wyszłaś za niego, żeby mi zrobić na złość. Teraz wiem, że go naprawdę kochałaś, choć był (trochę racji jednak miałam, wybacz), ….jaki był. Nie byłam na pogrzebie, bo … Nikomu źle nie życzę, ale…Powiedz coś….czekam…nie?….Jednak nie? Na pewno??? No cóż. Rozumiem Twój ból. Ucałuj ode mnie dzieciaki. Mimo wszystko jestem z Wami. Słyszysz? Naprawdę Was kocham! Jesteś tam…? Jesteś? Halo? Jednak nic?
To nie dzwoń kurwa do mnie jak nie masz mi nic do powiedzenia!!!
„Doświadczenie nie polega na zdobywaniu sobie nowych przyjaciół ani podrywaniu nieznanych ludzi prosto ze swojego fotela. Chodzi o to, byś uświadomił sobie gęstość ludzkiego świata, jego bliskość i nieskończoność jednocześnie. Telefonowanie do przypadkowych osób powinno być punktem wyjścia do miniprzygód w tej gęstwinie. Wystarczy odłożyć słuchawkę, by powrócić do siebie”.

Nigdy więcej już się tak nie „zabawię”. Odłożyłem słuchawkę i ciągle staram się „powrócić do siebie”. Bardzo się staram.

Artur Barciś