W kilku słowach...
sie 11

Jest co grać…

Jestem aktorem i kocham swój zawód. Mam szczęśliwą rodzinę i jestem pozytywnie nastawiony do każdego człowieka, którego spotykam na swojej drodze. Wolę być naiwny, niż przesadnie podejrzliwy. Jeśli ktoś mnie o coś prosi, chcę wierzyć, że mogę mu pomóc, choć potrafię rozpoznać, kiedy jestem naciągany. Zima w tym roku była wyjątkowo śnieżna. Bywało, że kiedy późną nocą wracałem z teatru, nie byłem w stanie wjechać do garażu. Wyjścia nie było, łopata i odgarnianie śniegu ostatkiem sił. Rano dzwonek do furtki. – Panie Arturku, głodny jestem, nie chcę za darmo, ale daj pan zarobić, może odśnieżyć podjazd?

Znamy się. Facet ma ok. 50 lat, jest zawsze podpity i wyciągnął ode mnie przez te 12 lat sporo kasy. Dawałem mu parę złotych dla świętego spokoju, ale obiecałem sobie, że już nie dam pijakowi ani grosza. Jednak tym razem mnie zaskoczył. Pierwszy raz zaproponował pracę. Pomyślałem, że może to jest dla niego jakaś szansa. Tylko, że akurat nie było czego odśnieżać, bo sam to zrobiłem w nocy. Dałem mu 20 zł, bo przysięgał, że przyjdzie odśnieżyć jak znowu napada. Napadało nie raz, ale po „pracowniku” słuch zaginął.

Pojawił się na wiosnę znowu prosząc o parę złotych na „bułkę”, nawet nie pamiętając o swojej obietnicy. Przyglądałem mu się uważnie. Przebijając się przez nadszarpniętą alkoholem dykcję grał skruszonego, nieszczęśliwego człowieka. Kiedy wspomniałem o odśnieżaniu zaklinał się, że zawsze kiedy chciał odpracować swój dług, to akurat nikogo nie było w domu. Wiedziałem, że kłamie, ale to zupełnie mnie nie interesowało. Tym razem ważniejszy był on sam, czyli postać, którą być może kiedyś przyjdzie mi zagrać. Zapamiętałem każdy szczegół, każdy ruch ramion, każdy grymas twarzy, każdy błąd w wymowie. I jeszcze coś, czego zagrać się nie da jeśli się tego na własne oczy nie zobaczy. Głód.

Przekrwione oczy, które błagają o parę złotych pozwalające wrócić do zaklętego kręgu. Rejestrowałem niuanse jego zachowań i przemknęło mi przez myśl, że moralnie nie jest jasne kto tu kogo okrada. Gdyby nie on nie wiedziałbym jak zagrać taki typ postaci. Myśl zniknęła równie szybko jak się pojawiła, w końcu skoro przez lata płaciłem, to o kradzieży z mojej strony nie może być mowy. Po prostu odbieram co mi się należy. Uznałem, że jesteśmy kwita.

Właśnie zaczynam zdjęcia do kolejnego sezonu „Rancza” i od jakiegoś czasu prowadzę obserwacje na użytek roli, którą mam zagrać. „Ranczo”, czyli Polska B, a może i trochę A, w pigułce telewizyjnego serialu. Najwidoczniej jednak lubimy się z siebie śmiać, skoro perypetie mieszkańców Wilkowyj przyciągają przed telewizory prawie 10 milionów Polaków. Leniwy menel, jako postać, przydałby się pewnie moim kolegom z wilkowyjskiej ławeczki, ale ja muszę szukać inspiracji w innych rejonach. To politycy. Niestety, większość z nich gra tak źle, że żal patrzeć, ale jest parę postaci tak niezwykle charakterystycznych, że aż się proszą, żeby je, że się tak wyrażę …uwiecznić.

Nie mogę zdradzić szczegółów scenariusza ulubionego serialu, ale przecież nikt się nie zdziwi, jeśli mój Arkadiusz Czerepach znowu będzie sumą cynizmu, cwaniactwa i hipokryzji polityków, różnych opcji. Znam tę postać od dawna i wierzę, że jakoś sobie poradzę, bez poznawania ich osobiście, ale gdyby tak jakimś cudem, stanęła przed moją furtką posłanka Beata Kempa, to pozwoliłbym jej tak długo odśnieżać mój podjazd, aż zgłębiłbym wszystkie tajniki jej niebanalnej osobowości. Antoniemu Macierewiczowi, z wiadomych względów, nie dałbym nawet łopaty do ręki, bo to jednak film, a nie kabaret, ale już meandry myślenia posła Jarosława Gowina, czy Stefana Niesiołowskiego mogłyby niezwykle wzbogacić postać, którą mam zagrać.

Z punktu widzenia Czerepacha najbardziej podoba mi się jednak Joachim Brudziński wymieszany z Jackiem Kurskim i to tym panom przyglądam się ostatnio najbarciś. Do zobaczenia na wiosnę w TVP1.
Jest co grać.