W kilku słowach...
maj 26

Dobroć

Zauważyłem go zbyt późno żeby mój zwrot w innym kierunku nie wyglądał na ucieczkę. Szedł zdecydowanym, choć trochę chwiejnym krokiem prosto na mnie jak jakiś drapieżnik, który upatrzywszy sobie ofiarę już wie, że jej nie wypuści. Nikt nie lubi być nagabywany na ulicy przez podejrzanych osobników i pozbywać się choćby niewielkiej części swoich dochodów, podobnie jak nikt nie lubi tej, arcyniekonfortowej sytuacji, kiedy, za którymś razem postanawia nie ulec presji ulicznego żebraka i odmówić.

Szczególnie irytujące są gadki-szmatki rzeszy meneli, którzy w śródmieściu Warszawy zarobkują „pilnowaniem” samochodów na parkingach. Brak zgody na „opiekę” skutkuje bardzo często porysowaniem karoserii, więc, mimo iż jeden haracz już się zapłaciło (bankomat), to w dobrze pojętym własnym interesie płaci się również ten drugi. Nie miałem najmniejszego zamiaru „ratować od śmierci głodowej” mężczyzny, który zastąpił mi drogę. Znałem na pamięć te mini monodramy o głodnych dzieciach, chorych żonach, rakach i hifach wylewające się z cuchnących zepsutymi zębami i tanim alkoholem ust. Jeśli monodram był dobry, co oznaczało, że „aktor” grał wiarygodnie i przekonywająco pozwalałem się uwieźć talentowi mojego niedoszłego kolegi i dawałem złotówkę albo dwie. Jednak nie tym razem. Facet, który stał przede mną nie wyglądał ani na chorego, ani szczególnie biednego. Owszem z mapy jego twarzy można było wyczytać, że jego życie to nie była wycieczka krajoznawcza, tylko szkoła przetrwania, ale to jeszcze nie powód żebym miał mu dawać moje ciężko zarobione pieniądze, więc zanim otworzył usta powiedziałem grzecznie, ale stanowczo – Proszę pana. Nie musi pan nic mówić. Wiem, o co panu chodzi, więc zanim zacznie pan kłamać pozwoli pan, że najpierw ja zadam panu jedno pytanie. Dlaczego mam to zrobić? Niech mi pan poda cień powodu, dla którego ja mam panu, zupełnie obcemu człowiekowi dać moje 2 złote. Słucham.

Prawdę mówiąc nie oczekiwałem żadnej sensownej odpowiedzi, bo według mnie żadnej sensownej odpowiedzi na moje pytanie nie było. Jednak?

– Najuprzejmiej pana aktora przepraszam, że niestety w tej oto chwili naruszyłem jego prywatność, ale jeżeli pan jednakowoż zechce mnie wysłuchać, to być może znajdzie się cień szansy na to, że wykaże pan zrozumienie dla mojej niestety sytuacji. Otóż wraz z kolegą, który pracuje na sąsiednim parkingu, znaleźliśmy się wbrew swej woli, na tzw. chwilowej wolności, czyli przepustce z zakładu niestety penitencjarnego, w którym odbywamy zasłużoną jednakowoż karę. Aktualnie, czyli do jutra zostaliśmy wraz z kilkoma innymi osadzonymi przymusowo wysłani na dwudniową przerwę z powodu remontu naszej niestety celi. Nie można nas było przenieść do innej, bo żeby się tak zrozumiale dla pana aktora wyrazić mamy w naszym zakładzie pełną, że tak powiem niestety obsadę. Ani ja ani tym bardziej mój przyjaciel zupełnie nie wiemy, co z tą wolnością zrobić i czujemy się z tym podle, jak jacyś przepraszam za wyrażenie… bezdomni. Na szczęście jutro znowu będziemy mieli niestety dach nad głową, ale żeby jakoś do tego jutra doczekać chodzę po parkingu przed tym pięknym supermarketem i proszę dobrych niestety ludzi żeby się pochylili nad ludzkim nieszczęściem. Wiem, że to się może wydać bezczelne z pana punktu widzenia, ale w tym względzie jestem niestety uczciwy i otwarcie panu aktorowi się przyznam, choć przyznawać się jednakowoż nie mam w zwyczaju, że zbieramy z kolegą na flaszkę. Że uczciwość nie popłaca wyssałem z krwią mojej niestety matki, ale posmakowawszy tej supermarketowo-parkingowej wolności zmieniłem, że się tak wyrażę sposób na życie i już uzbierałem całe 11 złotych i 56 groszy. Do cudownego pół litra brakuje nam, no nie wiem ile uzbierał kolega, ale biorąc pod uwagę jego, że się znowu po aktorsku wyrażę, aparycję pewnie nic, to brakuje nam jakieś 5 złotych. A jeżeli pan zadaje to sakramentalne, dlaczego i cień powodu, to ja panu aktorowi powiem. Z dobroci.

I nagle głupie 5 złotych sprawiło, że poczułem się lepszy.

Artur Barciś