W kilku słowach...
wrz 07

Paszkwil zdobywczy…

Że chłop od innej małpy pochodzi, to wiedziałam ale żeby aż tak mogło mu w dekiel walnąć, to nawet mnie zaskoczyło, a niejedno w życiu widziałam. Misiek zwariował ze szczętem na tle swojej Iżuni 22, rozbiera toto do najdrobniejszej części, smaruje, poleruje i ogólnie dopieszcza nieziemsko. Do tego stopnia, że zażądał ode mnie zakupu pieluch flanelowych dla onej, żeby broń boże szmatą inną niż flanelka jej nie sponiewierać. Pieluchy dla wiatrówki zdzierżyłam, ale jak zobaczyłam własnego, rodzonego współspacza, który nocą ciemną zrywa się żeby sprawdzić, czy cyngielek Iżuni lekko chodzi, a lufa łamie się odpowiednio, to poczułam, że zaczyna trafiać mnie no!! może jeszcze nie szlag, ale powiedzmy szlaczek jedwabisty i natychmiast obmyśliłam strategię zapobiegającą kryzysowi rodzinnemu.

Mianowicie umyśliłam, że się zakocham. Tak nieodwołalnie i na zabój. Całą duszą, sercem i wszystkim, co tam jeszcze mam na stanie.

Posadziłam chłopa wygodnie zabezpieczając tyły, żeby nie mi nie spierniczył i głosem całkiem spiżowym poinformowałam go o decyzji mojej niezłomnej. Otóż poczynając od jutra zakochiwać się w nim będę sukcesywnie i bardzo starannie, a on ma być jako ten Mont Everest, czy inne Kilimandżaro. Zimny oraz niedostępny, bo twierdza, która się nie broni nie daje rozkoszy zwycięstwa, a ja żądna jestem spektakularnego sukcesu w dziedzinie uczuciowości wyższej do jakiej ponoć miłość należy, bo sfery seksualnie aczkolwiek bardzo przyjemne na niższym poziomie człowieczeństwa są umiejscowione i takie jakby oczywiste.

Wiadomo powszechnie, że dobrej gospodyni ciasto samo w rękach rośnie, więc specjalnego pola do popisu tu nie ma. Ale zdobyć mężczyznę, oczarować go i rozkochać do samych trzewi, do dna jelita grubego… O! to jest sztuka i zadanie godne prawdziwej kobiety. Zapewniłam Miśka, że ciągle jestem kobietą i nawet jajniki mam przy sobie, w przeciwieństwie do takiej Iżuni, więc niech mi tu nie wierzga tylko do fali uderzeniowej na bazie uczuć wyższych się przygotowuje.

Trzeba było widzieć minę Miśka…
takich oczu na szypułkach dawno u nikogo nie widziałam 🙂 oraz obłędnej paniki tamże 🙂
i nie będzie mi tu żadna wiatrówka bruździć uczuciowo choćby ona i ruska była…