W kilku słowach...
wrz 27

Wrzesień 2008

ABS, czyli Artur Barciś Show

Artur Barciś ShowTak nazywam swój estradowy program, w którym nieskromnie prezentuję swoją skromną osobę. Występuję bardzo rzadko, bo zwyczajnie nie mam czasu, ale skoro czasem to robię, to wypada o tym opowiedzieć. Tymbarciś, że ostatnio w Tczewie….

Właśnie. Centrum Kultury w Tczewie zaprosiło mnie na wieczór…ze mną. Trochę mnie to krępowało, ale coś tam, do powiedzenia (i zaśpiewania) miałem, więc show był na całego. Opowiadałem i śpiewałem o różnych aktorskich przygodach (dykcjach, tremach i sypkach), o tym jak trudno jest…”Zagrać siebie” i , że „aktor musi grać by żyć”. Chyba wszystkim się to nasze spotkanie podobało, bo na koniec „na stojąco” biliśmy sobie wzajemnie brawo.

Jeszcze raz dziękuję wszystkim tczewianom.

Nie tylko za „pocztmistrza z Tczewa”.

Milioner, cd.

Franek jest w szoku. Wszystkie portale opisują jego przygodę z bankiem Millenium. Niby z racji bycia synem popularnego aktora, był w jakimś sensie przyzwyczajony do obecności mediów w jego życiu, ale to co się stało, to coś zupełnie nowego.

Na dodatek, dziennikarze Super Ekspresu odkryli, że to właśnie o niego chodzi (zaglądają na moją stronę, czy co?) i w dzisiejszym wydaniu ukaże się artykuł o tym jak przez parę godzin był milionerem i jak wobec niego zachował się bank, któremu zwrócił ponad 12 milionów zł. Prawdę mówiąc, zastanawiamy się z żoną, czy warto trzymać nasze pieniądze w banku, w którym panuje taki bałagan, a jego rzecznika prasowego nie stać nawet na to, żeby podziękować młodemu człowiekowi, za jego uczciwość.

Hehe, syn znanego aktora milionerem

PAP opublikowała artykuł o pewnym synu znanego aktora, który przez kilka godzin był milionerem. Pisałem o tej historii w tym miejscu kilka dni temu i jak jakiś dziennikarz byłby dociekliwy, to już by wiedział czyj to syn.

Franek zachował się tak jak go wychowaliśmy. Nawet nie przyszło mu do głowy, żeby w jakikolwiek sposób użyć tych milionów. Po prostu poszedł do banku, bo wiedział, że te pieniądze nie są jego. Wersja banku, że zanim ich o tym zawiadomił, jest dość wątpliwa, bo pracownicy banku byli bardzo zdziwieni i zupełnie nie wiedzieli o co mu chodzi, dopóki nie zobaczyli wydruku, który im Fanek przedstawił.

Tak czy inaczej, uważam, że zachowanie banku, w którym i ja trzymam swoje pieniądze, jest …delikatnie mówiąc, mało profesjonalne. I nie chodzi jakąś gratyfikację, chodzi o zwykłe „dziękuję”.

14 września, niedziela

Dzisiaj, jak co roku, w naszej Choszczówce (cudowna enklawa, część Białołęki, zielonej dzielnicy Warszawy) odbędzie się Olimpiada Sportowa dla dzieci. Od 12 lat nasza lokalna społeczność organizuje tę wspaniałą imprezę, bez żadnych państwowych dotacji. A jest wszystko. Nagłośnienie, mnóstwo sportowych urządzeń, działające na miejscu komputery obliczające punktację, statuetki dla zwycięsców, medale dla uczestników itd.

Ja, razem z Tomkiem Kozłowiczem robimy za komentatorów. Dziewczyny sprzedają przepyszny chleb swojej roboty (co łaska za kromkę), zaprzyjaźniony pub Dziki Zakątek, daje piwo, kiełbaski i kaszankę z grila, wojsko z Legionowa grochówkę, a cała reszta swoje serce i bezinteresowność. Najbardziej budujące jest, to, że tylu ludziom się chce to robić. Nikt im za to nie płaci, nie mają z tego żadnych korzyści, poza widokiem uradowanych dzieciaków, których liczba zazwyczaj wynosi ok. 200. Idę spać, bo jak nie, to komentując w akcji, prześcignie mnie nawet 5 latek.

12 września, piątek

Kocham teatr, min. dlatego, że jest żywy. Każdy spektakl, choć powinien być mniej więcej taki sam, zawsze jest inny niż poprzedni. Nawet wiele spektakli po premierze, pojawiają się jakieś nowe pomysły, które wzbogacają rolę, którą już się niby zagrało. To są zmiany, rzecz jasna kosmetyczne, ale warto je wprowadzać, żeby przedstawienie było jeszcze lepsze. Tak było wczoraj podczas „Grubych ryb” w Polonii. Dosłownie tuż przed wejściem na scenę Czarek Żak zaproponował mi, żebyśmy…

….dla lepszego rytmu sceny, zdjęli kapelusze równocześnie. Przystałem na ten pomysł z ochotą, bo bardzo lubię takie rytmiczne niuanse. Poza tym, pod kapeluszami mamy wymyślne, pod epokę i chraktery postaci, zrobione fryzury i ukazanie ich publiczności daje dodatkowy efekt komediowy. Ustaliliśmy po jakiej kwestii, to zrobimy i Czarek wszedł na scenę. Ja wchodzę chwilę po nim. Gdy pojawiłem się na scenie, spojrzał na mnie trochę dziwnie, lekko rechocząc śmiechem, ale wziąłem, to za nową interpretację. Jednak kiedy po umówionej kwestii, sięgnąłem ręką po kapelusz, okazało się, że na głowie mam tylko perukę. Po prostu, tak się starałem zapamiętać, to co wymyśliliśmy, że… nie włożyłem kapelusza.

10 września, środa

No i znowu przegrali. Nie, nie wynikiem, bo wynik Polska – San Marino, to 2 – 0 dla nas. A mimo, to uważam, że jednak… przegrali.

I nie tylko dlatego, że statystycznie San Marino, którego drużyna składa się podobno z kelnerów i studentów , zazwyczaj przegrywa stosunkiem bramek 4-0. Tym razem wydawało się, że kelnerzy i studenci z San Marino grają przeciwko swoim kolegom z Polski. Na szczęście nasi kelnerzy mieli lepszego kucharza w bramce i trochę więcej pary.

Dzisiaj obejrzałem pierwszy odcinek „Doręczyciela” i rozumiem dlaczego TVP ma z tym serialem problem. Jest…. inny. Tak jak „inny” jest jego bohater. Teraz nie wiadomo do jakiej marketingoej szufladki go wrzucić.

Tylko, że nam, tzn. mnie i Maćkowi Wojtyszce z rodziną, o to właśnie chodziło żeby zrobić serial inny niż wszystkie. W jesiennej ramówce się nie zmieścił, bo np. „Gwiazdy tańczą na lodzie” są zawsze takie same, a podobno widzowie najbardziej lubią te programy, które już znają. Jednym słowem przegrałem z niejaką Jolą Rutowicz.

7 września, niedziela

Odkryłem nowe pyszne danie. Bardzo możliwe, że ktoś już to, kiedyś wymyślił, ale przysięgam, że nic tym nie wiedziałem. Poszedłem sobie na spacer do lasu (mam blisko) w nadziei, że może trafią się jakieś grzybki. Niestety, w lesie sucho jak diabli i grzybów jak na lekarstwo.

Uzbierałem raptem tyle, że nawet na obiad dla Beby i mnie było za mało. Na szczęście, miałem w lodówce trochę fasolki szparagowej (takiej zielonej i cieniutkiej) i zacząłem kombinować.Fasolkę zagotowałem w wodzie z łyżeczką soli i kostką rosołową (15 min), grzyby pokroiłem w plasterki, posoliłem, popieprzyłem i wrzuciłem na mocno rozgrzaną patelnię z olejem. Smażyłem (nie dusiłem) ok. 10 min. pod koniec dodając pół główki pokrojonego czosnku. Odcedziłem fasolkę, dodałem do niej łyżkę masła i delikatnie wymieszałem. Fasolkę ułożyłem na talerzach, na wierzchu układając grzyby z czosnkiem. Rewelacja!

6 września, sobota

Dzisiaj były imieniny mojej ukochanej żony. Beata znaczy po hiszpańsku, błogosławiona i coś w tym jest…

Wieczór spędziliśmy u Czarka Żaka, który obchodził spóźnione urodziny. Było cudownie. Beba obdarowana perfumami od Prady i innymi prezentami, była przeszczęśliwa. Ja też, bo choć moje bajkowe wypociny nie zostały jeszcze zaakceptowane, to mam poczucie, że swoje zrobiłem, a jak się komuś nie podoba, to …trudno.

Wszystkich, którzy wątpią w moje literackie możliwości, muszę niestety zmartwić, bo zabieram się do pisania scenariusza, o którym myślę od dawna. Lubicie piosenki Piotra Szczepanika? Ja bardzo lubię. PRL widziany przez, trochę pożókłe kalendarze. Zaczynam pisać…

3 września, środa

Dzisiaj nagrałem dla Polskiego Radia 10 odcinków powieści tureckiego noblisty Orhana Panuka. Muszę przyznać, że bardzo lubię ten sposób wykonywania mojego zawodu.

Atmosfera studia nagraniowego, jego cisza i spokój, profesjonalizm techników, którzy czuwają nad jakością nagrania i dyskretna opieka redaktora odpowiedzialnego za jego merytoryczną stronę, stwarza jakąś niezwykłą więź. Wszyscy chcemy, żeby świat istniejący do tej pory wyłącznie na kartach powieści, zaistniał w nowej, bogatszej formie. Zawsze staram się czytać tak, żeby nie narzucać słuchaczowi swojej interpretacji. Ograniczam się do logicznego przekazywania treści dbając o to, żeby słuchacz sam mógł uruchomić swoją wyobraźnię.Zdarzają się oczywiście wyzwania jak, to kiedy przyszło mi czytać fantastyczną powieść Neila Gaimana pt. „Gwiezdny pył”, w której postanowiłem zmieniać głos w zależności od postaci, którą czytałem, a było ich mnóstwo plus narrator. Chyba się udało, bo recenzje były wspaniałe.

A teraz się przyznam, dlaczego aż tak lubię tę stronę mojego zawodu.
Nie trzeba się uczyć na pamięć!

2 września, wtorek

No, to chyba mam wakacje! Co prawda tylko parę dni, ale zawsze coś. Bezkarnie oglądam (jest 0,20 w nocy) mecz Agnieszki Radwańskiej z Venus Williams, bo rano będę mógł się wyspać. Byliśmy całą rodziną na „Mamma mia” i cóz….

Osobiście wolę jak śpiewają raczej ci atryści, którzy umieją to robić. W tym musicalu jest inaczej, bo śpiewają ci, którzy nie umieją i choć bardzo się starają, to wychodzi im…tak jak wychodzi. Na szczęście robią to często, (bo nie zawsze) z dużym wdziękiem i większości widzom, to nie przeszkadza. Przeboje ABBY są nieśmiertelne i choć podane w słodko-kwaśnym sosie, smakują zupełnie nieźle. Po filmie kupiłem sobie płytę, ale nie tę z piosenkami z „Mamma mia”, tylko z największymi przebojami ABBY …w oryginale.

1 września, poniedziałek

Właśnie wróciłem z Jastrzębia Zdroju, gdzie uczestniczyliśmy z Czarkiem Żakiem w imrezie pt. Maraton trzeźwości. Luda tłum był ogromny, a dookoła ani kropli alkoholu.

Nie jestem abstynentem, bo wszyscy wiedzą, że uwielbiam dobre piwko, ale nigdy nie nadużywam i alkohol nie stanowi dla mnie problemu. Niestety, nie wszyscy sobie z tym radzą i temu właśnie miała służyć impreza, w której braliśmy udział. Po raz kolejny okazało się, że można się wyśmienicie bawić bez jakichkolwiek trunków. Baliśmy się powrotu, bo koniec wakacji i weekendu, ale mądrzy Polacy wrócili chyba dzień wcześniej, bo było stosunkowo pusto i nawet przed Warszawą, ani chwili nie staliśmy w korku.

Acha… Benefis Eli Okupskiej udał się znakomicie, ale to akurat było do przewidzenia.