Intrygujący tytuł „Kasta la vista” trudno przetłumaczyć literalnie w sensie dosłownym, ale słowo „kasta” jest tutaj kluczem do sedna tej frapującej opowieści. Historia, która wyszła spod pióra Sébastiena Thiéry’ego zaczyna się do bólu banalnie. Agent nieruchomości przychodzi do banku wypłacić pieniądze ze swojego konta. Już pierwsza scena oczekiwania głównego bohatera w kolejce do okienka daje przedsmak komediowego klimatu sztuki.
Jednak bardzo szybko do gry wchodzą groteska z czarnym humorem pod ręką i Jacek Kreft przestaje być nie tylko panem swoich pieniędzy, ale również własnego życia. Uwięziony przez bezduszny personel nagle znajduje się w sytuacji bez wyjścia. Kolejne sceny zamykają niewinnego klienta w coraz ciaśniejszym kręgu strachu uwypuklając paralelizm sytuacji głównego bohatera i personelu banku odizolowanych od świata, tęskniących za obecnością drugiego człowieka i nieświadomie szukających bliskości. Alienację głównych postaci świetnie podkreśla monochromatyczna scenografia, wykorzystująca sprzęty typowe dla bankowego wnętrza. Jest więc bankomat, biurko, komputer, wygodna kanapa i ściany pokryte od podłogi do sufitu szufladami, co tylko wzmacnia poczucie zagrożenia, bo niewiadomo jakie „niespodzianki” mogą kryć w swoich czeluściach.
W „Kaście la viście” znajdziemy przewrotne połączenie filmowego bareizmu, w którym absurd goni absurd z grozą „Procesu” Franza Kafki, co przy mistrzowskiej grze Krzysztofa Tyńca i Artura Barcisia daje gwarancję nie tylko świetnej zabawy, ale też impuls do głębszej refleksji. Kiedy Artur Barciś jako urzędnik bankowy nieustająco powtarza „proszę o chwilę cierpliwości” doprowadzając klienta – Krzysztofa Tyńca do szału, natychmiast pojawia się efekt „stop-klatki” i natarczywego deja vu. Ileż to razy dane nam było słyszeć podobne słowa przy okazji załatwiania swoich spraw w bankach, instytucjach czy innych urzędach?
Niewątpliwie „Kasta la vista” ma trzy niepodważalne atuty – Krzysztofa Tyńca, Artura Barcisia i efekty multimedialne świetnie obrazujące dynamikę świata zewnętrznego w kontrze do statyki scen wewnątrz banku. Obraz kamiennie obojętnych przechodniów mijających bank jest bardziej niż boleśnie wymowny. Być może słowa Kasjera – „I tak nikt pana nie usłyszy, wszyscy patrzą przed siebie, a nie na boki” okażą się prorocze.
Życie w korporacyjnym kołowrotku, głód sukcesu za wszelką cenę i pęd za mamoną zamknięte są klamrą prostego pytania – „Do jakiej kasty pan należy?”
„Kasta la vista” w mistrzowskim wykonaniu całej obsady, to nie tylko czarna komedia w oparach absurdu, ale również śmieszno-straszna opowieść o pozorach sprawiedliwości, równości i wolności współczesnego człowieka w dobie powszechnej globalizacji.
MiM