W okolicach ponieśrody wypadła mi plomba, co jeszcze samo w sobie tragedii nie czyni chociaż przeciągi w uzębieniu do miłych nie należą. To było gdzieś tak wedle południa. Chwilę potem odebrałam telefon z Poznania, że dnia następnego mam cała zwarta i gotowa stawić się w klinice na kontrolną angiografię. I koniec. I kropka. Postawiłam się dużym, ościstym okoniem i użebrałam termin o dwa dni późniejszy. W samą porę, bo szefowa wymyśliła nam takie riki-tiki-taki, że strita w oczach dostaliśmy od razu, tym że Młody większego. Bardzo ważna i potwornie pilna sprawa musiała być załatwiona na wczoraj, więc wszystko inne poszło na bok, a my z Młodym przez dwie godziny zapier….. na cztery ręce aż klawiatury swądem zalatywały. Na sekundę przed postawieniem ostatniej kropki zadzwoniło szefostwo i odwołało wszystko, co nam zadało. Zgrzytnęłam resztką uzębienia, rzuciłam słowem plugawym i tyle mojego. Pięć minut później zadzwonił Poznań i odwołał czwartek, przekładając go na następny poniedziałek.
We wtorkośrodę bladym świtem zostałam apiać zawezwana do dyrekcji i usłyszałam, że chociaż teoretycznie nic do projektu Akademii Aktywności nie mam, to w praktyce pojadę jako opiekun grupy małoletnich kandydatów na bandytów, bo podobno pedagog jestem i w związku z tym spokojnie sobie poradzę. Nać urwana z paroma kwiecistymi ozdobnikami bezwiednie wyleciała z ust mych korali, co szefowa skwitowała wyrozumiałym uśmiechem i przyjacielskim poklepaniem po plecach:
– nie kurwuj, tak nie kurwuj, zostaw tego trochę na wyjazd AA…
Wściekła jak całe stado szerszeni mimo wszystko próbowałam jakoś efektywnie zagospodarować służbowe poletko, bo co ludzi obchodzi, że mnie szlag jasny trafia? Mnie na ten przykład przerost prostaty czy wiotkość nasieniowodów pana z urzędu gminy nie obchodzi wcale.
Tłukłam decyzje niczym kartofle na wykwintne piure, warcząc na Młodego i plując jadem dookoła, a nawet bardziej. Na dokładkę zadzwonił Misiek z informacją, że jego tata leży w szpitalu z podejrzeniem zawału. Zanim zdążyłam zdenerwować się jeszcze bardziej zadzwoniło szefostwo i odwołało mój wyjazd z małolatami. Wobec czego zadzwoniłam do zaprzyjaźnionego lekarza, na którego oddziale leżał dziadek czyli stary Kaszuba w randze Miskowatego ojca. Na szczęście pan doktor był tak miły i odwołał zawał taty, nazywając całą sprawę „nieprzyjemnym incydentem sercowym”. Uff.. Tak mi ulżyło, że złamałam ząb, który wyrwawszy się na wolność uroczo tarzał się po podłodze w okolicach niszczarki i wcale nie chciał dać się złapać.
W środa ma to do siebie, że jest środą i lepiej zmilczeć na jej temat. Pani stomatolog odwołała środowe spotkanie, Młody odwołał stażystkę, a wewnętrzna sieć komputerowa odwołała swoją gotowość do pracy. Poza tym ktoś odwołał ciśnienie i ładną pogodę. W przebłysku zdrowego rozsądku oraz w ostatniej chwili zdążyłam zarejestrować się do lekarza rodzinnego w celu pobrania skierowania na tę cholerną angiografię! Pani dentystka ustawiła swój kod dostępu na czwartek, więc mogłam spokojnie udać się do szpitala żeby skutecznie i z przyjemnością trochę postraszyć dziadka.
W czwartśrodę odwołano nam szkolenie, co mnie ucieszyło, a Młodego przeciwnie. Kadrowa od rana robiła dziwne miny w moim kierunku, w końcu dopadła mnie pod wychodkiem i konspiracyjnym szeptem zapodała, że jutro dostanę nową umowę o pracę. O gzymsiku licowany! Czyżby panienka, za którą od kilku lat tyram „na zastępstwie” raczyła w końcu pójść po rozum do mózgowia i zwalnia stanowisko? Czym prędzej odwołałam kalumnie rzucane niechcący w jej kierunku!
Po popołudniu zadzwonił agent nieruchomości i odwołał spotkanie………
W piąśrodę najpierw odwołano deszcz, potem Poznań odwołał poniedziałek i nie pozostało mi nic innego jak odwołać rodzinnego konowała. Sylwia i Ania odwołały wypad na piwo i tylko czekałam kiedy kadrowa odwoła umowę na czas nieokreślony, córka moje babciostwo, a Młody własny ślub………więc na wszelki wypadek odwołuję cały zeszły tydzień…… i siebie też odwołuję……….. I W OGÓLE WSZYSTKO ODWOŁUJĘ!
O!
Możliwość dodawania komentarzy nie jest dostępna.