W kilku słowach...
mar 25

Wróżba

„Drogi czytelniku, w mieście Warszawie obecnie znajduje się Najpotężniejsza Wróżka Monika. Ona, przez nadaną Jej moc Białej Magii, może odrzucić przekleństwa i uroki, a także wiele chorób związanych z nimi. Wspomaga rozbite rodziny. Pracuje z talizmanami i kartami TAROTA. Odczytuje przyszłość, teraźniejszość i przeszłość”.

Czytając to ogłoszenie w gazecie, byłem pewien, że Wróżka Monika jest zwykłą oszustką, która niczego nie przepowiada, tylko zgarnia kasę od naiwnych ludzi szukających w ten dziwny sposób rozwiązania swoich problemów. Najprawdopodobniej reklamę zamieścił ktoś, kto jest w zmowie z tą kobietą i pobiera odpowiedni procent od jej dochodów, doskonale wiedząc, że to wszystko zwykła ściema. Zły na siebie, że zwracam uwagę na takie głupoty, nalałem sobie lampkę brandy. I nagle naszły mnie wątpliwości. A jeśli nie? Jeśli naprawdę są ludzie, którzy potrafią odczytywać przyszłość, teraźniejszość i przeszłość? Kolejny łyk trunku upewnił mnie, że trzeba się przekonać. Przecież ja też mogę taki być! Jeśli Najpotężniejsza Wróżka Monika ma taki dar, to może ja też go mam! Może ja też jestem wybrańcem, który ma nadaną Moc? Niby dlaczego jakaś Monika może, a ja nie? Nie było wyjścia musiałem sprawdzić.

Najpierw przyszłość. Rozłożyłem karty, ale obok króla karo (ja) i damy kier (Beba), żadnego waleta nie było, więc z ulgą odetchnąłem, że jakieś niespodziewane małżeńskie nieszczęście nam nie grozi. Rozłożyłem karty jeszcze raz, tym razem skupiając się na przeszłości. Karty informowały mnie, że 26 lat temu urodził nam się syn, któremu daliśmy imię Franciszek. Niesamowite! Wszystko się zgadzało! Przecież przystojny walet trefl obok dwójki i szóstki kier nie mogły oznaczać nic innego.

Teraźniejszość, może czegoś nie wiem? Potasowałem papierową wyrocznię, delikatnie zwiększyłem Moc mocą alkoholu i ponownie rozłożyłem karty na stole. Mogę przysiąc, że król karo (ja) mrugnął do mnie porozumiewawczo. Czułem, że zaczynam się unosić parę centymetrów nad ziemią z radości! Mam dar! Mam daaaar!!! W zasadzie pijam tylko piwo, ale tego dnia brandy smakowała mi wybornie. Postanowiłem zrobić coś dla ludzkości. W dolnej szufladzie biurka znalazłem kości do gry. Powinno być pięć, ale cztery też coś przecież powiedzą. Koniec świata! Kiedy będzie koniec świata? Jeden rzut utwierdził mnie w przekonaniu, że Moc jest wielka. Kości ułożyły się w oczywisty, logiczny ciąg: dwójka, jedynka, jedynka i piątka. 2115. Czyli my, ludzkość mamy jeszcze trochę czasu. 100 lat, niby niedużo ale zawsze coś. Ulga.

Porzuciłem kości na rzecz innej magicznej inspiracji. Przypomniałem sobie, że moja żona namiętnie lubi herbatę. Fusy! Tam musiała być odpowiedź na nurtujące mnie od lat pytanie. Rzuciłem się do kuchni. W kolorowej puszce znalazłem zbawienne, ususzone listki żoninej używki. Zalałem wrzątkiem i cierpliwe poczekałem, aż nabiorą odpowiedniego kształtu. Zależało mi żeby wróżba była pewna na 100%. Esencję odlałem do filiżanki, a fusy, jednym ruchem, rozrzuciłem na białej kartce papieru. To co zobaczyłem zwaliło mnie z nóg. Tyle lat nadziei, tyle lat płacenia podatków i wszystko na marne. W jednej chwil znienawidziłem Moc razem z Jej Wysokością Wróżką Moniką. Co mnie podkusiło żeby wróżyć z tych cholernych fusów!? Niestety, herbaciane listki bezlitośnie układały się w tylko jeden możliwy do odczytania wzór. Jak na dłoni widać było ulicę przy której mieszkam od prawie 20 lat. Droga jak z zabitej dechami wsi pełna kocich łbów, dziur i kałuż. I nagle zrozumiałem cyfry, które pokazały kości. To nie była data końca świata. To był rok, w którym zostanie utwardzona ulica Widna w Warszawie. Rozpaczliwie sięgnąłem po butelkę, była pusta. Zasypiając, poczułem tlącą się nadzieję, że ta cała magia, to jednak rzeczywiście jedna wielka ściema.

Wesołych Świąt.