W kilku słowach...
gru 06

Zapiski z roku 2009

06 grudnia 2009, Akordeonista

Zawsze mówię moim studentom, że artyści nie są po to, żeby …występować. Artyści (mam na myśli tych przez duże A) są po to, żeby …zachwycać. W programie „Mam talent” było wielu utalentowanych ludzi, ale tak naprawdę zachwycił mnie tylko jeden człowiek. Na szczęście nie tylko mnie, bo mój zachwyt, udzielił się tak wielu telewidzom, że facet wygrał 300 tys. zł. Myślę, że wygrał o wiele więcej. Szacunek do prawdziwej sztuki. Do tej niezwykłej więzi artysty i instrumentu. Ten facet nie grał na akordeonie. On używał akordeonu, żeby unieść się parę centymetrów nad ziemią. A my razem z nim. Nigdy nie słyszałem tanga Piaccoli w tak genialnym wykonaniu. A Wy?

31 sierpnia 2009, Rocznica

A mnie dzisiaj, złapał (w podróży z Wolsztyna) Grzegorz Miecugow, żebym „na gwałt” nagrał kilka tekstów do Szkła Kontaktowego. Nie umiałem odmówić 🙂 Jeden tekst napisany przez kogoś o niku „blondynka” spodobał mi się szczególnie. Dodam, że chodzi o rocznicę Solidarności. Oto on:

A kiedy nagle nastał czas solidarności
Wznieśli się nad poziomy, okazali męstwo
Zapomnieli o zwykłej, przyziemnej zazdrości
Zwyciężyła idea… Odnieśli zwycięstwo
I Polska odzyskała wielkość w oczach świata
A oni znowu mieli swą Wolną Ojczyznę
Czas jednak robi swoje – przeminęły lata
Poległa solidarność w walce …z egoizmem
Pośród kłótni i swarów obchodzą swe święto
Niegospodarni, próżni, nadal krótkowzroczni
Trzy Krzyże wydzwaniają na wietrze memento
O poległych stoczniowcach i …poległej stoczni

27 sierpnia 2009, Autografy raz jeszcze…

Jakiś czas temu napisałem tutaj, że dobijają mnie prośby o autografy. Codziennie w mojej skrzynce jest mnóstwo maili z tekstami, które najczęściej są identyczne.
Cześć. Jestem twoim fanem. Poproszę o autograf na adres…,” albo „Bardzo Pana lubię. Proszę mi wysłać fotkę z autografem na adres…” itd.

Wiem, że wielu ludzi zbiera autografy, a Internet stał się łatwym sposobem ich zdobycia, ale jestem zmuszony wprowadzić jakąś selekcję, bo nie daję rady. Dlatego od dzisiaj będę wysyłał swoje zdjęcia z własnoręcznym podpisem i dedykacją tylko tym osobom, które mnie przekonają, że warto im poświęcić mój czas pieniądze. By zostać dobrze zrozumianym przypominam tekst, w którym już poruszałem ten temat. Oto on:

Ostatnio, i nie wiem dlaczego tak się dzieje, dostaję niezwykłą ilość emaili, których jedyną treścią są prośby o autograf, najlepiej na zdjęciu. Podejrzewałem, że jest jakaś specjalna strona dla kolekcjonerów autografów i tam ktoś zamieścił mój adres, ale niczego takiego nie znalazłem. Mam problem, bo jestem jednym z niewielu aktorów, który nie ma swojego biura, które zajmuje się takimi sprawami. Nie mam też agenta, który podsuwałby mi od czasu do czasu sto zdjęć do podpisania i robił z nimi co trzeba. Wszystko robię sam. Każdy list, który dostaję czytam osobiście i każdy autograf wkładam do koperty, którą osobiście adresuję, nie mówiąc o naklejaniu znaczka i pojechaniu na pocztę. Do tej pory jakoś sobie radziłem, ale ostatnio jest tego tyle, że zaczynam się zastanawiać, czy nie robić jakiejś selekcji. Np. nie wysyłać nastolatkom, które walą mi per ty w stylu „Norek, jestes super, daj autograf na focie dla mnie i dla mojej siorki. Mam 12 lat, a siorka 10”. Albo „Poproszę o autograf” i koniec, ani adresu, ani kto zacz. Tak zrobię na pewno.
Żona mi tłumaczy, że skoro do tej pory wysłałem tyle zdjęć z autografami, to nic dziwnego, że ilość emaili się podwoiła, bo każdy z obdarowanych opowiedział o tym komuś innemu, i ten ktoś też chciał i …mam, to co mam.
Tylko, że ja naprawdę nie mam czasu siedzieć i naklejać znaczki, nie mówiąc już o kupowaniu zdjęć, podpisywaniu ich i wysyłaniu. Nigdy nie narzekałem na swoją popularność, bo …chciałem, to mam, ale w tym względzie zaczynam być bezradny.

24 lipca 2009, Pogrzeb Mistrza

Zbigniew ZapasiewiczWszystko było dziwne. Cały czas miałem wrażenie, że to nie dzieje się naprawdę. Może dlatego, że od samego początku, kiedy jakaś dziennikarka zadzwoniła do mnie żebym nagrał przed kamerą kim był dla mnie Zbigniew Zapasiewicz, nie mogłem uwierzyć w to co się stało. „Niestety, nie mogę, jestem w Barcelonie – odpowiedziałem odruchowo – a zaraz potem pytanie – Jak to…był!?

Powązki. Mnóstwo ludzi i cały czas to dziwne wrażenie, że to nie może być prawda. Wszystko było tak niewiarygodne, że przypominało jakiś niezwykły plan filmowy. Aktorzy, reżyserzy, ludzie sztuki, rodzina (też aktorzy), wszyscy znakomicie grali swoje role, słońce jak gigantyczny reflektor oświetlało plan, a ja modliłem się żeby ktoś wreszcie krzyknął – „koniec zdjęć!!!”.

Niestety, ten który mógł tego dokonać, spoczywał w maleńkiej urnie trzymanej jakże symbolicznie, w rękach swojego kuzyna, młodego studenta Akademii Teatralnej. Sztafeta pokoleń się dokonała. „Żal mi tych osieroconych ról, których Zbyszek już nie zagra” – powiedział pięknie nad grobem Mistrza Janek Englert. A mnie jest żal, że tej miary Mistrzów już nie ma. Po Gustawie Holoubku, był już tylko On. Był? Dziecinnie, głupio i naiwnie …nie zgadzam się na tę śmierć. Zbyszku, dla mnie będziesz żył wiecznie. Życiem Twoich doskonałych ról, które zawsze będą się cieszyć, że żyją, bo Ty je zagrałeś. [*]

20 czerwca 2009, Zlot 2009 – refleksje

Tak sobie myślę, że warto się starać, warto szukać przyjaciół, warto być otwartym na ludzi, warto widzieć świat w pozytywnych barwach, warto być sobą, warto się spotykać, warto rozmawiać, warto kochać, warto żyć! Nie warto narzekać, kłamać, narzekać, wiedzieć lepiej, narzekać, pouczać jak żyć, nienawidzić, narzekać …coś pominąłem?

04 czerwca 2009, Święto

Tak sobie myślę, że 4 czerwca, to naprawdę jest nasz polski Dzień Niepodległości. Wszyscy powinniśmy się cieszyć, że doczekaliśmy wolnej Polski, a jest tak, że jedni cieszą się, że Premier po raz kolejny okazał się hipokrytą, a inni, że Prezydent zrobił się dzisiaj jeszcze mniejszy. Dlaczego po 20 latach wolności jesteśmy tak strasznie podzieleni? Ktoś wie?

24 maja 2009, Ostatnie „Ranczo”

Cóż, było miło, ale się skończyło. Naprawdę lubiłem ten serial. Wreszcie mogłem zagrać rolę odbiegającą od stereotypu postaci, które zazwyczaj przyszło mi grać. Oczywiście nie mam pretensji do reżyserów, że obsadzają mnie w rolach, które najbarciś do mnie pasują, ale… tymbarciś jestem wdzięczny Wojtkowi Adamczykowi, że dał mi rolę Czerepacha. Bardzo mi się smutno dzisiaj zrobiło, kiedy skończył się ostatni odcinek, ale prawdę mówiąc sam nie wiem, czy powinniśmy dalej kręcić „Ranczo”. NIby był to ostatni odcinek serii, ale już słyszę, że podobno będzie kontynuacja. Jeśli tak, to jaka? No, bo co ciekawego mogłoby się teraz zdarzyć? Uczciwy Czerepach w szczęśliwym związku z Lodzią? Przecież to strasznie nudne!!! Macie jakieś pomysły?

21 maja 2009, Ustawa medialna

Tak sobie myślę, czy będzie lepiej, czy gorzej. Wygląda na to, że gorzej już być nie może, więc może być tylko lepiej. Pewny nie jestem, bo byłoby najlepiej gdyby politycy nie mogli mieć żadnego wpływu na kształt publicznej telewizji, ale skoro ma być finansowana z budżetu, czyli z naszych podatków, to siłą rzeczy tymi pieniędzmi zarządza rząd, czyli politycy. Mimo to jestem pełen nadziei, że tym razem będzie inaczej. A Wy?

10 kwietnia 2009, Życzenia Wielkanocne

Kochani. I znowu, jak co roku, życzę Wam na te święta …dobrze. Bo jeśli ludzie sobie dobrze życzą, to zawsze wyniknie z tego coś dobrego. Życzę Wam, żeby życzenia które usłyszycie przed Wielkanocnym śniadaniem, były szczere, a ludzie którzy będą je składali, patrzyli Wam w oczy.
…i żeby się choć w części spełniły. Niech Wam będzie dobrze na święcie 🙂

02 kwietnia 2009, Rocznica

Mija 4 rocznica śmierci JP II. Pozwolę sobie przypomnieć felieton, który napisałem wtedy dla Newsweeka. Jakiś ciągle aktualny mi się zdaje.

Wstyd się przyznać, nie miałem flagi. Tak się zawsze jakoś składało, że jak trzeba było ozdobić dom biało-czerwonymi barwami, to akurat był 3 maja, albo 11 listopada i sklepy były zamknięte. Potem w natłoku innych spraw o braku flagi zapominałem i tak do następnego narodowego święta. Aż do teraz. Stało się to, co musiało się stać i choć tak bardzo wszyscy pragnęliśmy żeby się nie stało, stało się. Pogrążyło nas w smutku, rozpaczy i jak to tylko nam Polakom się zdarza w chwilach narodowych tragedii, zjednoczyło. Łzy rozmyły dzielące nas różnice i nawet najzacieklejsi wrogowie zeszli z trybun by na czarnej murawie zbiorowego nieszczęścia, związanymi szalikami tworzyć korowód jedności i zgody. Z każdą upływającą od JEGO śmierci minutą uświadamialiśmy sobie, że oto odszedł ostatni i jedyny niepodważalny autorytet, do którego można się było w razie czego odwołać.

Z całym tym naszym zaściankowym polskim piekłem, zostaliśmy sami. Ta świadomość wycisnęła z nas morze łez i kazała wyciągniętą ręką przekazywać „znak pokoju” tym, którym jeszcze wczoraj nigdy byśmy ręki nie podali. Może właśnie dzięki temu, chwilowo (niestety obawiam się, że tylko chwilowo) to piekło zamieniliśmy w niebo wzajemnej życzliwości i zrozumienia.

Na znak tej jedności każdy wywiesił narodową flagę przewiązaną czarnym kirem. Każdy, kto ją miał. Kolejka przed jedynym w Warszawie sklepem z „materiałami propagandowymi” liczyła jakieś 500 osób. Trzy godziny stania. Nie miałem tyle czasu, a mimo to stanąłem na końcu bardziej dla czystego sumienia (że miałem dobre chęci), niż z wiary w sukces. Chcąc nie chcąc podsłuchałem niezwykle intrygującą rozmowę: – A wie pani, że wokół Papieża to były same trzynastki? – Co pani powie? Naprawdę? – Tak, mój zięć znalazł w Internecie. Ojciec Święty urodził się 18.05.1920. Jak pani te cyfry zliczy po kolei tzn. 1+8+5+1+9+2 to daje razem 26, czyli 13+13. Ale to jeszcze nic proszę pani, data śmierci to 02.04.2005, no niech pani sobie doda. – Boże mój! Rzeczywiście trzynaście! – Jak panie chcą wiedzieć, to jest tego więcej – dołączył się młody mężczyzna stojący przed nimi. – Dni pontyfikatu 9103 = 13, lata pontyfikatu 26 = 13+13, zmarł w wieku 85 lat, 8+5=13, wybrany na papieża w wieku 58 lat, 5+8=13, napisał 13 encyklik, zamach na papieża był 13 maja, a ostatni raz przemówił 13 marca.

Jadąc do radia na nagranie (bez flagi) zastanawiałem się, czy przypadkiem nie zwariowałem. Jestem trzeźwo myślącym człowiekiem, nigdy nie wierzyłem w żadne horoskopy, a tzw. wiarę w magię liczb uważałem za nieszkodliwą fobię. A jednak, kiedy uwiedziony doszukiwaniem się trzynastek w życiu papieża, odkryłem, że ilość liter w słowach Jan Paweł Drugi, to właśnie trzynastka, pomyślałem, że coś w tym jest. Co prawda dalej uważam, że te wszystkie trzynastki to zwykły zbieg okoliczności, ale istotniejsze jest coś innego. W chwili śmierci Karol Wojtyła Ojciec Święty stał się dla nas Święty naprawdę. A święci, ani nie żyją, ani nie umierają jak zwykli ludzie. Wokół świętych tworzy się legenda, Cudowna legenda.

Kiedy mocowałem na ścianie swojego domu własnoręcznie uszytą z dwóch kawałków materiału biało-czerwoną flagę, którą jak blizna na obrazie Matki Boskiej Jasnogórskiej przecinały dwa pasemka czarnej tasiemki, odruchowo spojrzałem na zegarek. Była dokładnie 17.14. Nigdy wcześniej nie zwróciłbym na to uwagi, ale teraz tak. Teraz kiedy postanowiłem, że moja flaga w hołdzie papieżowi będzie wisiała do 3 maja, jakby miała odpracować dni kiedy jej tu nie było, zauważyłem, że 1+7+1+4=13. Zwariowałem?

06 marca 2009, A Wy co sądzicie?

Na różnych forach pojawiają się recenzje/opinie o mojej grze w „Doręczycielu„. Otwieram ten wątek, bo jestem ciekaw jak Wy oceniacie, to jak zagrałem tę rolę. Otworzyłem tę stronę, żeby dowiedzieć się czegoś więcej o sobie, dlatego bardzo proszę o szczere opinie.

Czytałem takie:

Zawsze uważałem go za świetnego aktora, w filmach Kieślowskiego krótkie epizody z nim były bardzo przekonujące, bardzo szanowałem tego aktora.
Niedawno powstał ten „Doręczyciel”. Nie wiem jak wy myślicie, ale moim zdaniem gra tam bardzo sztucznie… Scenariusz mizerny to po pierwsze, na siłę wzruszający, a aktorstwo tragiczne… Może taki jest cel, może to za trudna rola dla niego, ale Artur na prawdę nie popisał się. pozdrawiam

I takie:

Bardzo fajny serial, mistrzowska gra Artura Barcisia. Właśnie obejrzałem 2-gi odcinek

Moim zdaniem „Doręczyciel” to najlepszy serial,jaki do tej pory wyprodukowała tvp!!!

06 lutego 2009, Czy ktoś poniesie odpowiedzialność?

Obejrzałem dzisiaj program „Prosto z Polski” na TVN24. Jestem wstrząśnięty. Nauczyciel w Rykach przeprasza uczniów za to, że pozwolił się szykanować. Sąd wypuszcza na wolność bandytę, który kilka dni później morduje niewinnych ludzi i wciąż jest na wolności. Nigdy nie zapomnę twarzy ojca zamordowanego mężczyzny, ani matki chuligana znęcającego się nad nauczycielem, która usprawiedliwia zachowanie swojego synka.

Poorana zmarszczkami, umęczona tragedią twarz. Łzy w oczach i opowieść o tej tragedii. Jak coś go tknęło kiedy podjechał pod dom syna. Instynktownie odwiózł wnuki, które miał przekazać rodzicom. Jak wyważył drzwi, a potem po kolei znajdował martwe ciała najbliższych mu osób. Na koniec, kiedy zapytał, czy może mieć prośbę do telewidzów, sądziłem, że poprosi o modlitwę, albo zaapeluje do mordercy, żeby się opamiętał, ten prosty człowiek, poprosił żeby ktoś uratował… konie, których hodowla (14 sztuk) była pasją jego syna. Nie chciał żeby poszły na rzeź, a pieniądze ze sprzedaży desperacko planuje wpłacić na konto, z którego kiedyś będą mogły skorzystać jego osierocone wnuki.

Nie pamiętam kiedy widok ludzkiego nieszczęścia, tak mną wstrząsnął. Dobrze, że obie sprawy nabrały medialnego charakteru, bo może dzięki temu ktoś poniesie odpowiedzialność za śmierci, które nie musiały się zdarzyć gdyby ktoś (kto?) miał odrobinę wyobraźni. A to przecież jeszcze nie koniec. Morderca wciąż jest na wolności i kto wie kogo jeszcze zabije, choć powinien siedzieć w więzieniu. Męki nauczycieli, których szykanowanie nagrywają na swoje komórki ich uczniowie, też się pewnie nie skończą jeśli będą się zachowywali tak jak ten z Ryków. Nic się nie stało? To jak zaproszenie, żeby inni „odważni” robili to samo w innych szkołach. W internecie można się poczuć przez chwilę gwiazdą i jestem pewien, że matka jednego z nich mówiąc, że to nauczyciel jest winien, bo „sobie pozwolił”, jest bardzo zadowolona z medialnej kariery swojej latorośli.

27 stycznia 2009, Emocje

„Bóg jest Polakiem i gra w piłkę ręczną”, napisał ktoś w Szkle Kontaktowym. Mam tak zdarte gardło, że gdybym mógł, powinienem wziąć parę dni urlopu. Właśnie dlatego tak kocham sport. Jak w dobrym kryminale, do samego końca nie wiadomo kto zabił.

Nikt, co prawda Norwegów dzisiaj zabijać nie próbował, ale pokonać owszem, bardzo cieliśmy, choć już nie udawało się nam tak jak z Serbami, czy Duńczykami. Ze wstydem się przyznaję, że na kilka minut przed końcem meczu, straciłem wiarę w zwycięstwo i kiedy usłyszałem jak trener Wenta mówi: „mamy 14 sekund, to dużo czasu” i że „Norwedzy wycofają bramkarza, a wtedy mamy rzucać do pustej bramki”, pomyślałem, że facet jest w takim stresie, że gada od rzeczy. Chwilę później darłem się w niebogłosy, nie wierząc własnemu (i całej Polski) szczęściu, kiedy Artur Siódmiak zdobył zwycięskiego gola. Artur to piękne imię prawda! Napiszcie jak Wy TO przeżyliście.

11 stycznia 2009, Jurek

Chyba każdy jest z Nim na ty. Ja też. I jestem z tego nieprawdopodobnie dumny. Ten facet, to samo dobro. I nie w słowach, jak to czasem słychać z ust polityków, ale w czynach. Jego CZYN, czyli Wielka Orkiestra Świątecznej Pomocy, to absolutny fenomen w skali światowej. Bądźmy z tego dumni wszyscy.

Dzisiaj prowadziłem licytację w Karczewie, który jest na tyle blisko Warszawy, że spokojnie zdążyłem na spektakl do teatru. Naszą zlotową płytę z piosenkami z „Miodowych lat” sprzedałem za 160 zł, a rower wicemistrzyni olimpijskiej Mai Włoszczowskiej za (tylko) 550 zł. Dobre i to. I jeszcze coś przecudownego. Poznałem osobiście faceta, dzięki któremu płakałem jak bóbr. Od dzisiaj mam nowego, wspaniałego kumpla w swojej komórce. To złoty medalista z Pekinu, Leszek Blanik! Cudownie jest grać w takiej Orkiestrze.

01 stycznia 2009, Nowy Rok

Niedawno oglądany Woody Allen mawiał, że „jeśli chcesz rozśmieszyć Pana Boga, to opowiedz Mu o swoich planach na przyszłość„. Dlatego nie ośmielam, się pisać tutaj jaki będzie ten Nowy Rok. Jeśli będzie mniej pracowity niż ubiegły, to nie będę żałował, bo grzesząc chyba, śmiem twierdzić, że ten 2008 chyba trochę przesadził. Prawdę mówiąc, nie miałem urlopu, a pod koniec to już naprawdę miałem dość.

Na szczęście, wszystko poszło w miarę dobrze i myślę, że ten rok był jednym z bardziej znaczących w moim życiu. Główna rola w niezwykłym serialu, czyli „Doręczyciel”, potem IV seria „Rancza”, w której Czerepach znowu nieźle daje popalić, niewątpliwy sukces w „Grubych rybach” u Krysi Jandy,a na koniec role w głośnych (choć różnie ocenianych) spektaklach („Odejścia, „Szarańcza”) na otwarcie „nowego Ateneum”, to jest jakiś tam urobek i mam poczucie, że moje starania, by z każdą rolą grać lepiej i ciągle na nowo odkrywać samego siebie, nie poszły na marne. Wszystko okaże się na wiosnę, kiedy wszystkie moje role ocenią widzowie, włączając, bądź nie włączając telewizory, albo kupując, bądź nie kupując, bilety do teatru. Ze swej strony zapraszam wszystkich serdecznie. Sprawdźcie mnie.