„Ten pierwszy raz„
Rozpoczynając wspomnienia dotyczące tego jak poznałem Artura Barcisia nie sposób rozpocząć od kontekstu historyczno-okolicznościowego jaki miał miejsce 14 lat temu tj. w okolicach weekendu majowego 2008 r. Zaczęło się od tego, że pewnego wieczoru siedząc z tatą przed telewizorem leciał przepiękny film, który do tej pory mnie urzeka. Główną rolę w nim grał oczywiście Artur Barciś. Żeby dłużej nie niepokoić to mam na myśli film: BRACISZEK.
Film opowiada historię życia Sługi Bożego Alojzego Kosiby, franciszkanina. Przepiękna postać. Od tego momentu powziąłem myśl, aby co nieco więcej o tym filmie dowiedzieć się. Chciałem, o to ile możliwe, zdobyć go na płycie DVD.
W ten sposób trafiłem na stronę Artura Barcisia. Pomyślałem, że napiszę do niego maila o szczegóły dotyczące tego filmu. Przeglądając stronę zobaczyłem, że jest jakieś forum. Nie wiele myśląc wszedłem zobaczyć o co tam chodzi. Po chwili rozejrzenia się po forum zobaczyłem, że ma coś ono w sobie, że nie jest to zwykła forma wymiany informacji dotyczących aktora itp. lecz niejako żywa społeczność, gdzie ludzie znają się w „realu” i żyją w jakieś formie koleżeńskiej zażyłości, a nawet przyjaźni. A co ponad to, to że sam Artur wypowiada się tam i żywo udziela.
W subforum zawierającym pytania do „Dyrektora Zamieszania” napisałem swoje zapytania dotyczące filmu. Dostałem wyczerpującą odpowiedź od Artura, co mnie niesamowicie ucieszyło. W ten sposób Barcisiowe Forum stało się elementem mojej codzienności (Zarejestrowany: 06.05.08). Towarzyszyło mi i dalej towarzyszy w ważnych chwilach mojego życia: „osiemnastka”, matura, studia w Gdańsku, wstąpienie do Wyższego Seminarium Duchownego. Człowiek zżył się, co tu dużo opowiadać.
Tak się złożyło, że około miesiąc po tym jak zarejestrowałem się organizowany był Zlot. Z racji, że byłem (chyba) aktywnym członkiem forum, pomyślałem czy nie mógłbym pojechać. Był jeden problem. Byłem niepełnoletni, bo bodaj miałem 17 lat, więc kwestie prawne trza było zaregulować. Z tej racji napisałem oczywiście do Artura jak on to widzi. Artur odpisując mi powiedział jasno i wyraźnie, że jeśli moi rodzice wyrażają zgodę to jak najbardziej mogę przybywać. Dał przy tej okazji oczywiście ojcowskie polecenie co do nie spożywania chmielowego płynu z racji moich lat.
Po telefonie mojego taty do Artura szczegóły zostały ustalone i z rodzicami ruszyliśmy na Warszawę. Kto pamięta ten wie jak poważnie potraktowałem to spotkanie – patrz strój wyjściowy: garnitur, biała koszula, krawat – szok! Przy tej okazji i moi rodzice mile wspominają ten czas, kiedy staliśmy przed teatrem i Artur wyszedł do nas witając się ze wszystkimi. To był ten pierwszy raz kiedy zobaczyłem się i poznałem z Arturem.
Po sztuce nadszedł czas nieoficjalnej części zlotu. Z tej racji, że byłem pierwszy raz miałem czas do północy, a kto był, to wie, że w zasadzie od północy zlot rusza w całej pełni. Mimo wszystko w tym krótkim czasie mojego pobytu utkwił mi w pamięci jeden znaczący fakt. Był moment kiedy mając kartki z wizerunkiem Artura podchodziliśmy aby brać autografy podając dla kogo itp. Kiedy nadeszła moja kolej przyszło mi zwrócić się do Artura – takie proste, zwyczajne, ale mimo to zastanawiałem się JAK to zrobić. Człowiek młody, pierwszy raz w takiej sytuacji, kiedy to z aktorem tej klasy staje twarzą w twarz, bądź co bądź na nieoficjalnym spotkaniu. Tak wyszło, że po chwili, nie wiedząc nawet dokładnie kiedy, Artur zaproponował abym po prostu mówił mu na Ty. To było bardzo piękne doświadczenie, że człowiek tej klasy pokazał taką swoją normalność i piękną prostotę w relacjach między ludzkich.
Do tej pory znałem Artura z Miodowych Lat, Braciszka, mniej z teatru i zawsze rozbrajał mnie swoją postawą człowieka pełnego humoru, talentu aktorskiego i takiego pełnego wigoru sposobu bycia. Okazało się, że jest podobnie i w rzeczywistości, kiedy to m. in. na zlocie Artur do późnych godzin nocnych potrafi opowiadać pełne humoru historię związane z teatrem. Dlatego…
Dzięki Ci, Arturze, za te wszystkie piękne wspomnienia, chwile i dobro. Oby było ich więcej.
Grzegorz „Grześ (Misjonarz)” Makowski