Na temat „Zemsty” Aleksandra Fredry napisano już chyba wszystko, a może nawet więcej. To nie tylko klasyka komedii i encyklopedia komizmu sytuacyjnego, wyraziście nakreślonych postaci i sarmackiego humoru, ale również, a może przede wszystkim jeden z najbardziej krytycznych utworów na temat polskości, jako takiej z każdej strony podszyty lekką szyderą z narodowych przywar i słabostek.
Aleksander Fredro opisując w XIX wieku rzeczywisty konflikt właścicieli zamku w Odrzykoniu zapewne nie zdawał sobie sprawy, że jego słynny spór o mur będzie wystawiany przez prawie dwa wieki na deskach teatrów w całej Polsce i doczeka się kinowych ekranizacji. Ale takiej „Zemsty”, jaką można obejrzeć na deskach Och Teatru jeszcze nie było. Scenografia skromna i prosta symbolicznie biało-czerwona. Zamiana muru na rozpadający się płotek dodatkowo tylko podkreśla kolorystykę charakterów i błahość zatargu jednocześnie przywodząc na myśl wszelkie waśnie toczące się obecnie wokół nas.
Skojarzenia z Kargulem i Pawlakiem pojawiają się samochcąc, bo przecież „Sami swoi”, to nic innego, jak uwspółcześniona „Zemsta” w wydaniu plebejskim. A na scenie galeria soczystych, oryginalnych postaci, rodem ze szlacheckich dworków. Cześnik typowy raptus w gorącej wodzie kąpany, krzykliwy i marudny szlachciura, a jednak potrafiący z nieco rubasznym wdziękiem emablować płeć piękną. W przypadku Cezarego Żaka nie razi nawet przerysowanie postaci i momentami zbytnia ekspresja balansująca na granicy krzyku. Wiktor Zborowski w roli Rejenta modlący się o atak epilepsji dla wroga bardzo przekonująco uwypukla główne cechy swego bohatera – obłudę i egoizm. Donośny głos i charakterystyczna gestykulacja są dopełnieniem całości. Nowatorsko przedstawione postaci Klary i Wacława – buńczuczna, „zrobiona” na chłopczycę Zofia Zborowska i słusznej postury nieśmiały Michał Piela w pierwszej chwili dziwią, a potem zachwycają zabawnym kontrastem w stosunku do fredrowskich pierwowzorów. Jest jeszcze Wioleta Arlak grająca Podstolinę w stylu Kaliny Jędrusik i stary Dyndalski z tranzystorem przy uchu słuchający „Pana Tadeusza” recytowanego przez Gustawa Holoubka.
Jednak na pierwszy plan zdecydowanie i nieodwołalnie wysuwa się Papkin rewelacyjnie zagrany przez Artura Barcisia. To on jest głównym bohaterem i filarem przedstawienia. Pełna temperamentu cwana gapa, sportretowana wyraziście i na wskroś precyzyjnie dopracowana w każdym detalu. Po prostu żywioł sceniczny rzutujący na cały spektakl. Mam nieodparte wrażenie graniczące z pewnością, że Fredro konstruując postać Józefa Papkina w przebłysku jasnowidzenia przewidział, że 123 lata później narodzi się aktor idealnie pasujący do tej roli, jakby była specjalnie skrojona na miarę jego vis comica. Papkin w wykonaniu Artura Barcisia zagrany jest fenomenalnie, z niesamowitą energią i doskonałym wyczuciem sceny Och-Teatru, która ze względu na specyficzne usytuowanie nie należy do najłatwiejszych. Barcisiowy Papkin bawi wdziękiem, lekkością i czarem każdego wypowiadanego słowa. To podskakuje z niezadowolenia, to kręci piruety niczym baletnica. Barciś gra całym sobą, każdym nerwem w mistrzowski sposób używając całego komediowego arsenału: intonacji, gestu, mimiki, kostiumu, rekwizytu. Nienaganna dykcja i świadomość języka pozwala mu nawet z drobnego przejęzyczenia uczynić dodatkowy humorystyczny element, a w dodatku Artur Barciś, jak mało kto potrafi uhonorować fredrowskie „poezyje” prawidłowym rytmem i odpowiednim tempem.
Cały spektakl jest niezwykle zwarty i dynamiczny, pełen aluzji i odniesień do współczesności, co podkreśla chociażby szalik kibica wystający z torby Papkina. Wyśmienita gra aktorska, oryginalna scenografia, sugestywnie gęsty humor sytuacyjny, wdzięk fredrowskiego języka ukazany w pełnej krasie, to wszystko oferuje Państwu stara „Zemsta” w całkiem nowej odsłonie Och Teatru.
MiM