Jestem dość łatwowierny, żeby nie powiedzieć naiwny, więc nie jest trudno mnie, że się tak wyrażę, wpuścić. Wpuszczanie w kanał, maliny, czy też robienie w konia, stało się ostatnio naszą narodową rozrywką i co rusz, ktoś kogoś próbuje wciągnąć tę jednostronną, z punktu widzenia wpuszczanego, zabawę. Doświadczyłem tego nie raz, a najbardziej spektakularnym wpuszczeniem (wszak widziała to cała Polska) był mój mimowolny udział w programie TVN pt. „Mamy Cię”, w którym wrobiono mnie w ratowanie białoruskiego spadochroniarza, który wylądował w moim ogrodzie. Wszystko było zrobione tak wiarygodnie, że nabrałem się całkowicie i dopiero kiedy zauważyłem furgonetkę z ciemnymi szybami na posesji mojej sąsiadki, pani Eli, zorientowałem się, że coś tu nie gra. Było już jednak za późno, bo po chwili pojawił się drugi „spadochroniarz”, który okazał się moim serdecznym przyjacielem z Choszczówki i wszystko było jasne. Wbrew moim przypuszczeniom, (przecież wyszedłem na ostatniego idiotę), dla rodaków ważniejsza była moja chęć pomocy prześladowanemu przez reżim Łukaszenki, człowiekowi, niż fakt, że dałem się nabrać. Poza tym, wyglądało to ,rzeczywiście bardzo zabawnie (widziałem!) i do dzisiaj spotykam ludzi, którzy wspominają, że widząc moją autentyczną determinację, popłakali się ze śmiechu. Jako aktor (czasami) komediowy, wiem, że człowiek jest najśmieszniejszy wtedy, kiedy nieporadnie próbuje wybrnąć z sytuacji, która go całkowicie przerasta. Woody Allen mawiał, że „komedia, to jest tragedia, która przydarzyła się komuś innemu” i śmiem twierdzić, że jest w tym dużo racji. Kiedyś, dawno temu, kiedy zdobyć płytę z ulubioną muzyką, było bardzo trudno, byłem na „gościnnych występach” w USA. Zakochałem się wówczas w ścieżce dźwiękowej do filmu Stevena Spielberga pt. „Lista Schindlera”. Partia na skrzypce solo, Johna Williamsa, w wykonaniu Izaaka Perlmana, jest po prostu genialna. Musiałem mieć tę płytę. Niestety, była dość droga jak na moją ówczesną kieszeń (ok. 18 $) i usilnie szukałem, w różnych miastach Ameryki, tej najtańszej. Jakież było moje zdziwienie, kiedy w Chicago, Wiktor Zborowski, zagadał do mnie nagle:
– Artur. Widziałem płytę z muzyką z „Listy Schindlera” za 4 $ 99c!
– Gdzie! – krzyknąłem w zachwycie.
– Nigdzie! Ale za to jak tanio! – ryknął mój przyjaciel, uradowany, że dałem się nabrać.
Dzisiaj, mam moją ulubioną płytę, a nawet DVD z odcinkiem „Mamy Cię”, w którym tak rozpaczliwie usiłowałem mówić po rosyjsku. Ogólnie jestem, jako chorobliwy optymista, zadowolony z tego co dzieje się wokół mnie, w kraju i tu w Choszczówce. Ludzie cudowni i życzliwi. Rząd tak różny od tego, który jeszcze niedawno straszył i przestraszał. Wiosna, wszystko kwitnie, nie zakłócając charakteru tego niezwykłego miejsca na Ziemi. Czasem, tylko, próbując dojechać rano do pracy i patrząc na poczynania Miłościwie Nam Panującej Pani Prezydent Warszawy, odnoszę wrażenie, że znowu ktoś mnie w coś…wpuszcza. I to już nawet nie jest korek. To jest cała butelka.
Możliwość dodawania komentarzy nie jest dostępna.