Jeśli czegoś nie wolno, a bardzo się chce, to można. Pamiętam, że kiedy pierwszy raz przeczytałem tę maksymę na profilu mojej przyjaciółki, uśmiałem się jak bąk. Jakiż uroczy trzeba mieć dystans do siebie i świata, żeby wymyślić coś takiego. Ileż to razy byłem w podobnej sytuacji. Ileż razy wiedząc, że na drodze jest ograniczenie prędkości, wciskałem gaz do dechy. Wiedziałem, że nie wolno, ale tak bardzo nie chciałem się spóźnić do teatru, że…
Iluż odchudzających się ludzi, widząc niebiańsko pyszny kawałek tortu bezowego z wiśniami, mówi sobie po raz kolejny – Jeszcze ten jeden, ostatni raz. Nie wolno, ale tak bardzo się chce. Iluż palaczy, wiedząc o zgubnych skutkach wdychania tytoniowego dymu, sięga po kolejną fajeczkę. To jedno cudowne zdanie usprawiedliwia wszystkie nasze słabości, wszystkie wady i namiętności. Gdy zastanawiam się głębiej nad sensem tych słów, bo przecież nie chodzi o nic innego, jak o uleganie nałogom, złym przyzwyczajeniom, czy wręcz o łamanie prawa, to choć powinienem, jakoś nie potrafię się im przeciwstawić. Tym barciś, że sam często ulegam podobnej maksymie czyli – Jeśli coś się powinno (zrobić, nauczyć na pamięć itd.), a bardzo się nie chce, to można… to zrobić trochę później.
Świat się przecież nie zawali jeśli coś tam, coś tam sobie troszeczkę poczeka. Już widzę tryumfalny wyraz twarzy mojego syna, któremu zawsze wpajałem zasadę – Najpierw obowiązek, potem przyjemność. I co tato? Jak to jest z tymi zasadami? Ano tak synku, że zasady zasadami, a życie życiem i czasem trzeba sobie dać trochę luzu, bo inaczej człowiek by zwariował. Wracając do maksymy postanowiłem odnaleźć jej autora.
Wydawałoby się, że w dzisiejszych czasach nic prostszego, wrzuca się hasło do wyszukiwarki i wujek Google daje odpowiedź. Niestety, okazało się, że owszem bardzo wiele osób ją cytuje, jeszcze więcej wciela w życie, niektórzy nawet nieźle na niej zarabiają, bo można sobie kupić kubek, czy koszulkę z tym poprawiającym nastrój napisem, ale kto jest jej autorem nie wie nikt, a przynajmniej ja nikogo takiego nie znalazłem.
Jednak kiedy dotarłem do informacji, że jako przysłowie pojawia się wyłącznie w krajach słowiańskich, a w Rosji z należną mu czcią funkcjonuje od wieków, wszystko stało się jasne. Przecież Niemiec, czy Holender by tego nawet nie zrozumiał! Francuzowi, czy Anglikowi może by się nawet spodobało, ale zapewne nie przyszło by im do głowy, że można je stosować w praktyce. A my? Cóż, wygląda na to, że my po prostu jesteśmy w tej zjednoczonej Europie trochę inni.
Dlatego gdy pod moją furtkę przychodzi co jakiś czas pewien zmaltretowany strzęp człowieka i nic nie mówiąc błagalnym wzrokiem prosi o parę złotych na piwo, nie potrafię odmówić. Tłumaczę, że nie wolno mu już pić, że z każdym łykiem alkoholu skraca sobie życie, że to ostatni raz i już nigdy więcej grosza ode mnie nie dostanie. – Panie Arturku, przecież ja to wszystko wiem – mówi – ale co zrobić jak tak bardzo się chce?
Wracając do tej naszej słowiańskiej mentalności, jedna rzecz mi się nie zgadza.
Przecież Grecy nie są Słowianami.
Możliwość dodawania komentarzy nie jest dostępna.