PUNKT WYJŚCIA
Zawsze musi być jakiś punkt wyjścia. Anegdota, zdarzenie, po prostu pretekst do napisania felietonu. Jakiś temat, który zainteresuje potencjalnego czytelnika. Na koniec przydałaby się zgrabna, dowcipna pointa, która sprawi, że tekst był napisany po coś. Zdarzało się, że siadałem przed białą kartką ekranu komputera i nie miałem pojęcia o czym pisać, bo ani punktu, ani wyjścia nie było. A napisać było trzeba, bo się człowiek zobowiązał, bo kawałek miejsca na ostatniej stronie gazety czekał, a może czekał też jakiś czytelnik, który lekturę Naszej Choszczówki zaczynał właśnie od mojego tekstu. Dzisiaj sytuacja jest podobna, choć z innych powodów.
Dawno, dawno temu, zaraz po tym gdy kawałek ziemi na rogu Widnej i Na przełaj stał się naszą własnością znaleźliśmy granat. Wiedzieliśmy, że ten teren był w czasie wojny nękany działaniami zbrojnymi i że takie znalezisko, nawet tyle lat po wojnie, nie jest niczym niezwykłym, ale jednak. Przestraszyliśmy się z żoną bardzo, otoczyliśmy niewypał małym płotkiem z gałęzi i zadzwoniliśmy na policję. Miły pan podał nam numer do Odpowiedniej Służby i radził żeby się do niewybuchu nie zbliżać. Odpowiednia Służba poradziła to samo i obiecała, że przyjedzie w ciągu kilku godzin. Staliśmy nad tym granatem w zalecanej bezpiecznej odległości, pilnując żeby ktoś go nieopatrznie nie nadepnął, dziękując Bogu, że sami nie staliśmy się jego ofiarą. Z przerażeniem rozmyślaliśmy co mogłoby się stać gdyby zaczął się nim bawić nasz, sześcioletni wówczas syn. W końcu nadjechała oczekiwana brygada saperów. Brygada liczyła jednego żołnierza, który wysiadłszy z małej wojskowej furgonetki poszedł do niewypału, spojrzał na nas z politowaniem, wziął granat do ręki …wrzucił go nonszalancko do bagażnika samochodu i odjechał. Niewypał okazał się wypałem.
Przytaczam tę historię, bo pisząc ten felieton czuję się trochę jak ten granat. Wypalony, bez możliwości wpływania na cokolwiek, po prostu pusty. Zawsze mi się wydawało, że pisząc, czyli wychodząc trochę z mojego aktorskiego podwórka, mogę powiedzieć coś od siebie. Coś co nie będzie tekstem napisanym przez innych, tak jak to zazwyczaj się dzieje w moim zawodzie, ale będzie osobistą wypowiedzią na temat otaczającego mnie świata. Ten świat to miejsce, w którym żyję i mieszkam, teatr i plan filmowy, ludzie, których spotykam.
Ale ten świat, to również moje poglądy; estetyczne, moralne, polityczne. Wydawało mi się, że mogę o tym pisać, bo to sprawy, które mnie dotyczą, czasem bolą, czasem zwyczajnie wkurzają. Wydawało mi się, że skoro dotyczą mnie, to dotyczą również tych, którzy moje felietony czytają i nie muszę pisać wyłącznie o dowcipach jakie aktorzy robią sobie na scenie, czy kocich łbach na mojej ulicy. Dzisiaj wiem, bo zwrócono mi na to uwagę, że gdy w moich felietonach pojawiają się wątki polityczne, gdy zbyt otwarcie wyrażam swoje poglądy budzę kontrowersje i takie teksty nie są mile widziane na tych łamach. Rozumiem to i myślę, że nadszedł czas na zmianę. Dobrą zmianę.
Kazimierz Dejmek mawiał, że „dupa jest od s**nia, a aktor od grania„. Myślę, że czas najwyższy wziąć sobie te maksymę do serca. Dziękuję Redakcji za te kilkanaście lat wspólnych spotkań, a nade wszystko dziękuję Wam Czytelnikom, że chcieliście czytać moje często niemądre, często zbyt emocjonalne, ale zawsze szczere słowa. Nie mam zgrabnej, dowcipnej pointy, bo nie jest mi do śmiechu, ale jakiś, chyba jedyny w tej sytuacji punkt wyjścia znalazłem.
Wszystkiego dobrego kochani.
Możliwość dodawania komentarzy nie jest dostępna.