Kiedyś bardzo popularny był kawał o tym, jak wysłano małpę i policjanta w kosmos. Małpa miała za zadanie prowadzić pojazd kosmiczny, policjant miał karmić małpę i niczego nie dotykać. Takie mniej więcej instrukcje dostał Młody przed spotkaniem z prezesami. Wytłumaczyłam Młodemu na stronie, że o wiele chodzi, o rozmowy z panami podpisanymi „prezes” jestem jakby doświadczeńsza oraz niestety jestem kobietą, co pewne znaczenie mieć może, chociaż nie musi, więc Młody ma siedzieć cicho i bezwonnie uśmiechając się miło gębusią na gładko wygoloną. Oddychać mu wolno.
Czasu mało, a sprawy pilne mocno i metoda „profesora Cycka” zastosowania tutaj mieć nie może, więc trzeba innych sposobów się chwycić. Urody sobie nie dodam, lat nie odejmę, ale z tego co zostało coś można wykombinować. Wyciągnęłam największy dekolt z szafy, do którego jakby od niechcenia przyczepiony był sweterek, a pod niego nasadziłam biustonosz z turbo doładowaniem, który nawet z piersi typu „jaja sadzone” potrafi zrobić 95 DD.
Mam taki, ale rzadko go naszam, ponieważ grozi to karą grzywny za zakłócanie porządku publicznego czy tam innego ruchu drogowego.
Panów prezesów przybyło dwóch. Jeden w garniturze, drugi z teczką. Jeden młody i sztywny niczym pal Azji, drugi starszy z jak najbardziej widocznym syndromem 3 x Z czyli Zapał – Zwis – Zawał, ale z ognistymi kurwikami w oczach.
Ten młodszy, to wypisz wymaluj klon Młodego i w dodatku Prezes Główny, starszy tylko vice, ale na pierwszy rzut oka widać, że nie palcem robiony. Oba odpicowane niczym szczury na otwarcie kanału i oba pachnące, jak męska połowa drogerii Rossman. Jak już mi rączki do łokci wycałowali i wstępne pląsy powitalne zostały odpracowane, ja nie pytawszy o nic podałam Prezesowi Młodszemu wodę niegazowaną z limonką, a starszemu herbatkę zieloną bez cukru, czym zadziwiłam obu na maksa i natychmiast wyzwana zostałam od czarodziejek i jasnowidzek uroczych.
Chłopy to jednak ciężko myślą… Wystarczył przecież jeden telefon do ichniej sekretarki, żeby prezesów z zaskoczenia napojami wziąć 🙂 nooo… Dekoltem może trochę też…
Od pierwszego kopa wiadomo było, że to vice jest od rozmawiania, a Prezes Młodszy za dekorację robi… Całkiem, jak nasz Młody, więc siedziały takie sztywne pale dwa, a my z vice wśród wzajemnych rewerencji z podtekstami sprawy dopinaliśmy szybko, konkretnie i miło. Poszło jak Corega Tabs z siłą wodospadu 🙂 A jak już weszliśmy w fazę towarzyskiego bleblania vice wyskakuje tekstem:
– ja to z panią mógłbym wszystko…
ho, ho! Prezes zaczyna się chwalić – pomyślałam odruchowo
– och! Panie prezesie, ale ze mną po pierwszym razie nawet reanimacja nie skutkuje – też się pochwaliłam:-)
Młodzi panowie dwaj zesztywnieli jeszcze bardziej i zastygli niczym żona Lotta, a vice ryknął śmiechem serdecznym z samego środka przepony i stwierdził, że skoro ja jestem baba z jajami, to on się zgadza na ostatnie 2 punkty umowy też i w związku z tym idziemy sprawę przepalić, bo nam się należy.
Po czym osobiście napisałam odpowiednie pisma, vice kazał Młodemu Prezesowi podpisać w ciemno i po herbacie 🙂
Na koniec odbyło się tradycyjne „klapa, rąsia, buźka, goździk” i pomachaliśmy sobie chusteczkami na do widzenia.
Ledwo się za prezesami drzwi zamknęły, a Młody jak na mnie nie wsiądzie, jak nie zacznie gęby drzeć, że tak nie można, że to nie godne, że nie licuje!… Między wrzaskami dosłyszałam, że żarty z prezesem są nie na miejscu (a to niby dlaczego?! Prezes nie człowiek?!), że sponiewierałam godność urzędniczą (to chyba w kierunku dekoltu) i coś tam jeszcze mu nie licowało. A pocałuj ty mnie w to nie licowane!
Młody fukał i sarkał dopóki nie zadzwoniła Szefowa z pytaniem, jakim cudem załatwiliśmy wszystko od razu i w jeden dzień??
Ano cudem nielicowania proszę Szefowej 🙂
Możliwość dodawania komentarzy nie jest dostępna.