„Między Łóżkami” Norma Forstera w reżyserii Artura Barcisia, to z pewnością idealna propozycja dla osób znudzonych teatrem ckliwym i cnotliwym. Smakowita opcja dla wszystkich, którzy chcieliby zobaczyć swoich ulubionych aktorów w rolach mocno niegrzecznych, zdecydowanie niecodziennych, przekraczających granice ich dotychczasowego emploi. Co to jest łóżko i do czego służy każdy wie doskonale, ale niewiele osób zdaje sobie sprawę, że „między łóżkami” można się czegoś nauczyć, a tym bardziej wzruszyć i pośmiać do bólu żeber. Osobiście spłakałam się solennie do czkawki włącznie.
„Między łóżkami” to urocza, przezabawna i niezwykle kolorowa opowieść o seksie, miłości, zdradzie i wszystkim, co się z tym łączy. Niesamowita historia splatająca sześć różnych wątków, które mają jeden wspólny mianownik – łóżko w centralnym punkcie sceny. I chociaż każdy epizod, to inny pokój i inne łóżko, a nawet inna pościel czy narzuta, to i tak wszystko łączy się w nieoczekiwanie spójną całość za pomocą delikatnych nitek występujących czasami w postaci jednego zdania, słowa czy gestu.
Odkrywanie tych na pozór niewidocznych połączeń, to już zabawa sama w sobie i głęboki ukłon reżysera w stronę inteligencji i poczucia humoru publiczności. Główną kanwą są oczywiście relacje międzyludzkie, dlatego akcja cały czas toczy się wokół tytułowych łóżek. Zawiodą się jednak ci, którzy mieli nadzieję na zobaczenie w trakcie spektaklu kawałka pośladka, piersi bądź też wielokrotnie wspominanego w tekście „kocura”. Spektakl zaczyna się mocnym akcentem czyli łóżkowymi ekscesami dojrzałego małżeństwa transmitowanymi na falach radiowych. Reżyser Barciś tak zapętlił i zamotał postacie, że nie łacno rozpoznać kto jest kim i kto kogo gra…
A jest się w kogo przeistaczać, oj jest! Para 50-latków figlująca miłośnie na antenie radiowej żeby zdobyć pieniądze na edukację córki. Włamywacz debiutant, a prywatnie księgowy dowiadujący się, że właśnie okrada dom swojego klienta, z którym zdradza go jego własna żona. Podstarzały gwiazdor rocka wyrzucający z hukiem zakochaną fankę z hotelowego pokoju. Właściciel klubu go-go nieudolnie próbujący pozbyć się tancerki erotycznej, której natura poskąpiła słuchu i poczucia rytmu. Do tego taksówkarka bez zmysłu orientacji w terenie i dziennikarz lokalnej rozgłośni radiowej, który nagle doznaje olśnienia, że lepsza spełniona miłość niż wątpliwa kariera.
Monolog włamywacza-amatora o telefonie bezprzewodowym, to istny majstersztyk w wykonaniu Artura Barcisia, taniec erotyczny „trzęsę górą, trzęsę dołem” Joanny Kurowskiej powala na kolana. Popękane pięty i sztuczna szczęka podstarzałego rockmena w wykonaniu Radosława Pazury robią na prawdę duże wrażenie.
W całej sztuce nie brakuje seksualnych smaczków, subtelnego erotyzmu i słowno-sytuacyjnego humoru kipiących ciepłem i wzruszeniem z dużą dozą optymizmu w tle. Pozornie odległe od siebie historie w zaskakujący sposób łączą się z wydarzeniem czy postacią z poprzedniej opowieści niepostrzeżenie stając się lustrem ujętym w ramy doświadczeń życiowych każdego z nas.
MiM